• żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
ellacatalina

BLW. Rozszerzanie diety – wojna czy pokój?

ellacatalina|
vote-up

Dobra porada

Słaba porada

vote-down

 

Jedzenie to przyjemność.

Jak łatwo w to zwątpić, wie każdy, kto próbował karmić małe dziecko.

Pierwszy pozamleczny posiłek dziecka otwiera nowy rozdział w jego rozwoju i w życiu jego rodziców. Przy rozszerzaniu diety maluch staje się centrum życia domowego – wszyscy chcą, by się najadał, by mu smakowało, by jego przyszłe nawyki były zdrowe, nie był otyły ani nazbyt chudy oraz by… nie kaprysił i nie był niejadkiem. Odstawiając dziecko od piersi, zakłada się zatem, iż coś się może nie powieść, że jedzenie będzie przyczyną domowych wojen, atmosfera w jadalni się zepsuje, a jedzenie wcale nie będzie przyjemnością.

 

 

karmienie piersia > BLW. Rozszerzanie diety – wojna czy pokój?   naturalne i ekologiczne rodzicielstwo

 

Rozszerzanie diety. Jak to najczęściej wygląda?

Odstawianie od piersi w naszej kulturze zależy od rodziców. Decydują oni o wszystkim: kiedy wprowadzą pokarmy stałe, w jakiej ilości i co to będzie. Mama lub tata uznają jakiś moment za dobry na rozszerzenie diety i większość dzieci zaczyna poznawanie dorosłego jedzenia od jedzenia zmiksowanego na papkę, którą rodzic podaje im łyżeczką. Rodzice, tak jak producenci słoiczków, zakładają, że maluch zje przeznaczony na jeden posiłek porcję. Od dziecka oczekują, że będzie współpracowało, czyli zje przygotowany albo kupiony przez nich, zmiksowany na papkę, posiłek. Niemowlę ma tylko jeden wybór zjeść te 200 ml albo nie. W drugim przypadku zostaje ochrzczone niejadkiem, tylko dlatego, że nie zjadło całego słoiczka.

Szybko okazuje się, że obawy dotyczące wprowadzania stałych pokarmów były uzasadnione -jedzenie przestaje być dla rodziny przyjemnością. Często powstaje nieporozumienie, polegające oczekiwaniu przez rodziców, że dziecku od początku słoiczek zastąpi mleko, że zje go w całości, po czym będzie syte i zadowolone. Tymczasem nowości w diecie mają ją początkowo tylko uzupełniać, całkowita zmiana może trwać kilka miesięcy, a na pewno nie następuje z dnia na dzień. A tu dziecku nie smakuje brokuł od czwartego miesiąca, wypycha łyżeczkę z ust, krzywi się na widok brunatnej mazi w miseczce i pluje nią. Wreszcie po wmuszeniu w nie dwóch łyżeczek papki domaga się mleka, bo nie umie pojąć nagłej zmiany: dotychczas piłem z piersi tyle, ile chciałem, sam ją trzymałem, mogłem ją wypluć i było OK. Toż to rewolucja!

Natomiast w głowach zagubionych rodziców kłębią się pytania: czemu nie chce jeść?, czy mamy niejadka?, ile powinno zjadać nasze dziecko?, może jeszcze trochę?, czemu zabawa w samolocik nie działa i dziecko uparcie zaciska usta?, czy nie lubi mojej kuchni?, czy to moja wina?, przecież muszę wmuszać, bo się zagłodzi!

 

karmienie piersia > BLW. Rozszerzanie diety – wojna czy pokój?   naturalne i ekologiczne rodzicielstwo

 

Za mamę, leci samolocik czy jedzenie przed telewizorem?

Rodzice przez lata karmienia niemowląt opracowali arsenał sztuczek, które mają ułatwić wkładanie maluchom jedzenia do ust. Jednak one nie działają, nie sprawiają radości ani dziecku, ani rodzicom, a nadto w większości są przemocą. Bywa, że opór malucha kończy się, gdy jedzenie przenosi się przed telewizor, przed którym oszołomione kolorami i dźwiękami dziecko bez protestów otwiera usta, jest bowiem zajęte czym innym – oglądaniem, na pewno nie jedzeniem. Po wyłączeniu odbiornika i powrocie do kuchni problem powraca.

Rzecz jasna taka historia nie jest udziałem wszystkich rodzin, w których są niemowlęta, gros maluchów spokojnie przyjmuje zmianę i pozwala na bycie karmionym. Ale gdyby tak postąpić jeszcze inaczej? Przyjąć, że dziecko wie, czego mu potrzeba, i pozwolić mu wybierać? Pozwolić czerpać z jedzenia prawdziwą radość?

To zakłada metoda baby-led weaning (BLW), czyli rozszerzanie diety sterowane przez dziecko, nie przez dorosłego. Brzmi egzotycznie? Posłuchajmy.

Baby-led weaning

Gdy dziecko jest gotowe w sensie fizycznym na przyjęcie pokarmów innych niż mleko, daje wyraźne sygnały – przede wszystkim interesuje się jedzeniem rodziny. Czemu by mu nie zaufać i nie pozwolić decydować mu o tym, co, kiedy i ile je? Około półroczne niemowlę ma już na tyle dużo umiejętności, by instynktownie rozpocząć rozszerzanie.

Odstawienie, na którego rozwój dziecko ma wpływ, przebiega inaczej. Od samego początku cała rodzina może siedzieć wspólnie przy stole, bez dzielenia posiłków na czas jedzenia dziecka i czas jedzenia dorosłych. Przede wszystkim można dziecku podać domowe jedzenie, które jest prawdziwe, kolorowe i jest najlepszą zabawką edukacyjną, jaką widział świat; barwne, o różnej twardości, strukturze, wydaje dźwięki, jest kruche, ciągnie się – w przeciwieństwie do monotonnych papek.

 

 


Malec sam wybiera, co chce zjeść, samodzielnie po to sięga, ćwicząc małą motorykę i koordynację ruchową.

Im bardziej skomplikowane zalecenie wychowawcze, tym prawie zawsze mniej skuteczne – jak mówią autorki portalu Dzikiedzieci.pl. BLW jest i proste, i skuteczne. Zaufanie instynktowi dziecka jest naturalne, bezpieczne – zwłaszcza w kontekście tego, że początkowe posiłki stałe są uzupełniające, nie mają zastępować mleka – zdrowe i bezstresowe. Nie trzeba miksować jedzenia, nie trzeba nadążać za schematem wprowadzania nowości ani wymagać od dziecka, by zjadło jakąś ilość pożywienia, o której zdecydował producent słoika – ktoś, kto nie jest dzieckiem i nie ma pojęcia, czy ono w ogóle jest danego dnia głodne. Większość codziennych dań dla dorosłych można przygotować tak, by można się nimi podzielić z niemowlęciem – istnienie osobnych poradników o gotowaniu dla dzieci i tabel żywieniowych traci sens.

Przede wszystkim pozwolenie dziecku na samodzielne jedzenie jest przyjemniejsze dla całej rodziny. Dziecko od początku może ćwiczyć umiejętności społeczne - jest przy stole na tych samych prawach, co inni, nie ma możliwości, by jedzenie stało się punktem zapalnym i było przyczyną wojny domowej.

karmienie piersia > BLW. Rozszerzanie diety – wojna czy pokój?   naturalne i ekologiczne rodzicielstwo

 

Na BLW nie wychowuje się niejadków – przyjmujemy, że maluch wie, czy jest głodny, i po kilku tygodniach (często nawet kilkunastu dniach) wspólnego biesiadowania wiemy już, iż potrafi samodzielnie zaspokoić głód. Dzięki temu unikamy ocen „zjadł mało”, „zjadła dużo”. Zjadło tyle, ile potrzebowało. Dzieci, którym się zaufało przy stole, nie przejadają się i nie będą otyłe – doskonale potrafią rozpoznać sygnały z ich organizmów i kończą posiłek we właściwym dla nich momencie. A przy tym wszystkim wcale nie są głodne!

Karmienie łyżeczką nie jest niedobre – jest po prostu zbędne. Komplikuje rzecz, która jest bardzo prosta i działa bez rodzicielskiej ingerencji, dziecko może się samo najeść, a my oszczędzamy czas (na osobne gotowanie), pieniądze (na słoiki i odżywki) i nerwy (niejadek, niejadek!).

Karmienie jest jednym z najważniejszych elementów w relacji dziecko – matka.

To jest podstawowe zadanie mamy: nie dopuścić do tego, by potomstwo było głodne. Tak samo jak przestraszone niemowlę łagodnie tulimy, spragnione poimy mleczkiem, obolałemu delikatnie masujemy dziąsła, zmarznięte okrywamy kocykiem, tak samo spokojnie i bez przemocy możemy je karmić. A raczej patrzeć, jak potrafi karmić się samo. Od samego początku.

Artykuł jest częścią projektu: Baby-Led Weaning. Jak nie wychować niejadka?

 

Zrodlo: http://dziecisawazne.pl/blw-rozszerzanie-diety-wojna-czy-pokoj/

 

Komentarze

Brak komentarzy