Co 10 minut, potem się wydłużyło i nawet co 40 minut. I tak cały dzień. Dopiero o północy wściekła (bo tak czekałam na skurcze co 5 minut) pojechałam na IP i tam już zostałam :) W ciągu godziny przyśpieszyło z 40 minut na co 3 minuty i 7 h później urodził się Wojtek.