podobno przy pleśniawkach dziecko nie chce jesc bo to boli, a moj nie narzeka na to
![](http://www.suwaczki.com/tickers/relgj44j4itqv0ir.png)
podobno przy pleśniawkach dziecko nie chce jesc bo to boli, a moj nie narzeka na to
przy pleśniawkach napewno zauważyłabyś różnicę, nie jest to miłe dla dzieciaczka i właśnie niechętnie wtedy je, bo chce, a nie może,więc spokojnie,jeśli Malutki chętnie ssie i nie płacze jest ok
przy pleśniawkach napewno zauważyłabyś różnicę, nie jest to miłe dla dzieciaczka i właśnie niechętnie wtedy je, bo chce, a nie może,więc spokojnie,jeśli Malutki chętnie ssie i nie płacze jest ok
a trzeba po kazdym karmieniu czyscic mu dziubek z tego nalotu po mleczku? i w ogole skad sie biora plesniawki?
Jeśli chodzi o poród. We wtorek byłam na badaniu KTG i byliśmy w "lesie", w środę jak pisałam odszedł mi czop. W czwartek nasz doktor położył nas na oddział na obserwacje. Był to termin porodu. Dzidzia pięknie szalała w brzuszku mamy. Między czasie zrobiło się malutkie rozwarcie na 1 - 1,5 cm. Do wtroku nic... we wtorek poszliśmy na test OXY- skurcze trochę wzrosły, i była nadzieja, że może zacznie się akcja porodowa... ale nic po 5 godzinach wróciłam na salę. Między czasi nic się nie działo, w czwartek na wieczór miałam być cewnikowana, by skórcze samoistnie nasilały się i miałam mieć też przebijany pęcherz płodowy. Ale uwaga.... parę minut przed cewnikowaniem o 19.45 poczułam ucisk w brzuchu i jakby coś pękło. Poszłam do łazienki i zaczęło się ze mnie lać ciurkiem. Badanie lekarskie potwierdziło, że zaczyna się coś dziać. O 20.30 zostałam przyjęta na porodówkę. Między czasie dotarł juz mój małżonek. Panie które akurat miały dyżur nie bardzo miały humor. Co jakiś czas przychodziły sprawdzić postęp porodu. W chwili przyjęcia miałam 1,5-2 cm rozwarcia i mały ułożony krzyżowo. Cudowana pani położna nastraszyła mnie bym nie chodziła, by czasem np. pępowina nie wypadła, lub np. rączka- do tego stopnia mnie przeraziła, że nawet do łazienki bałam się ruszyć. Skurcze miałam najpierw co 7 minut, później co 5. Położna stwierdziła, że do rana i tak nie urodzę, że powinnam była jeszcze na patologii leżeć, żebym się przespała. I tak skurcze były.... a później jakoś zmniejszyła się ich intensywność. Co jakiś czas budziłam się przy silniejszym. Położna mówiła, że nic nie mogą mi dać, bo w razie cesarki czy co to nie ma personelu i dlatego nic nie robili. Małżonek był ze mną całą noc. O 6 rano podłączyli mi kroplówki na wzmocnienie, o 7 dostałam oksydocynę, jakś tam antybiotyk. Po 7 przyszła zmiana polożnych, mi skurcze niby silniejsze dopadały..... stale chodziłam jak nie pod prysznic, to chodziłam, kucałam, piłka, poduszka itd. Dotałam drugą dawkę oksydocyny, 2 czopki, zastrzyk w kręgosłup, zastrzyk w tyłek. Rozwarcie było na 3 cm, później 5 cm, przy 7 cm mały napierał, ale skurcze były za krótkie na to by dalej się posuwała akcja porodowa. Ból straszny przy partych.... Dostawałam gaz na uśnieżenie bólu, ale to już nie pomagało. Wielu rzeczy już nie pamiętam po tylu godzinach mordęgi.... o 17.20 podjęto decyzję o cesarskim cięciu. Za długo odpływały wody i słaby postęp akcji porodowej na tyle zastosowanych środków. Mój organizm bardzo oporny był. I tak o 17.45 na świecie pojawił się nasz synek 3700 g oraz 57 cm. Mój małżonek był przez cały czas ze mną, na stole strasznych drgawek dostałam. Jedyne na co czekałam to.. płacz maleństwa. Pamiętam, że jak jeszcze byłam na porodówce, to powiedziałam, że następne dziecko na pewno nie będę rodzić siłami natury. A po wyciągnięciu malucha z brzucha i ujrzeniu małżonka spytałam ile dostał maluszek w sali Apgar. Ten ból porodowy jednak był niczym w porównaniu z moją bezradnością i bezsilnością na drugi dzień, kiedy nie potrafiłam sama wstać do niego. Rano 2 panie pomogły mi wstaći byłam taka osłabiona, że musiałam z powrotem położyć się bo nogi się pode mną uginały, nawet musiały mnie umyć... mały płakał, ja nie miałam pokarmu, nie mogłam wstać do niego, przewinąć go..... czułam się załamana..... A tu jeszcze goście przyszli odwiedzić....ja przepocona, mąż jak przyszedł pomógł mi wstać i umyć się.... Bardzo mnie wspierał, przewijał małego, opiekował się mną itd. A później z dnia na dzień było coraz lepiej. Dlatego nie sam dzień porodu, tylko ten po cc był dla mnie traumatycznym dniem, bo nie ma ni9c gorszego jak nie móc opiekować się swoim dzieckiem... A pobyt w szpitalu przedłużył się nam bo maluszek miał bakterię, do piątku był na antybiotyku.
magdalenao1 dzielna z ciebie babeczka! teraz po takich przejsciach bedzie juz tylko lepiej
ja nie czyszczę i nie czyściłam nigdy tego nalotu...pleśniawki najogólniej mówiac biorą się przewaznie(ale nie muszą) z niedostatecznej higieny, jeśli dziecko wezmie coś brudnego do buzki,np. smoczek,zabawkę itd. choc mi doktor kiedys tłumaczyla, ze z ta higiena nie ma tez co przesadzac, ze dzieci np. z rodzin,gdzie z czystoscia jest na bakier nie wiedzą, co to pleśniawki, a tam, gdzie matki przesadnie wszystko czyszczą, chuchają i dbają pleśniawki dziecko ma, więc wniosek taki - dbac o higienę,ale bez jakiejś paranoi
Nowym mamuśkom serdeczne gratulacje
Też mamy biały nalot na języczku, póki co tego nie czyszczę.
ja też nie czyszczę... położna powiedziała, że wystarczy dawać do picia rumianek co drugi dzień i tym sposobem dziecko czyści również jamę ustną, a rumianek działa przeciwzapalnie, antybakteryjnie... moja mała uwielbia rumianek :) wciągnie z 50ml na raz :) podaję co drugi dzień 2 x dziennie. :) A poza tym herbatkę koperkową z Hippa, również co drugi dzień, no i wodę ofc.
yummymummy tylko ze ty karmisz mm i mozesz przepajac ja piersia