mijają 2 tygodnie odkąd jestem mężatką. Czy szczęśliwą, sama nie wiem. Udzielałam kiedyś się na forum w sprawie rady jak sobie poradzić z "tyranem", który ciągle wymaga ode mnie szacunku, a mnie potrafi bez pardonu uderzyć. Los chciał, że zaszłam w ciąże i od tego się zaczeło, najpierw szok, przerażenie co to będzie, potem etap obwiniania mnie, że to moja wina, a potem wielka radość, że będzie tatą. Raz mówił, że bardzo mnie kocha, potem się kłóciliśmy, a teraz jesteśmy małżeństwem.
Wszyscy na forum mówili, uciekaj od niego! szkoda Ciebie i dziecka! hm owszem, ale wiem, że mimo tego, że mój mąż ma nerwicę i nie panuje nad sobą nigdy nie pozwoliłabym oglądać dziecku takiej patologii i przy pierwszym przypływie agresji jeśliby się taka powtórzyła, wyprowadzam się.
Szczęśliwą żoną byłam przez 36 godzin bo już w 37 godzinie dostałam od męża w twarz. Był pijany, a my robiliśmy razem przyjęcie z okazji ślubu dla reszty znajomych. Za dużo wypił, a ja głupia chciałam, żeby nad ranem poszedł się położyć spać.
Potem miało być już cacy, ale wyszedł i ja dostałam smsa o treści, że to ja niszcze związek i on się zastanawia czy mnie kocha. (??)
Przyszedł pogadaliśmy i okazało się, że kocha ! nie potrafie jego toku zrozumieć,
Pomimo ciąży, kochamy się z mężem ale rzadziej, mimo, że wiele nie przytyłam to czuje jakby był mną rozczarowany,
Aktualnie jest między nami dobrze... za kilka dni wyjeżdża do Anglii na 4 miesiące, nie mam takiego zaufania, że czegoś on tam nie zrobi co mi by się nie spodobało...