Troche czasu wreszcie znalazłam i teraz mogę wam opisać jak wyglądał mój poród. 23 lipca o 1.30 w nocy skurcze następowały już co 10 minut ale nie robiąc jeszcze paniki, nie były aż tak jeszcze bolesne tak więc czekam cierpliwie. Godzina 4.00 skurcze już występują co 6, 7 minut i są już coraz mocniejsze. Tak więc już posłuchałam mojego męża i zaczełam się ubierać. Jedziemy do szpitala-skurcze coraz gorsze... Badanie, rozwarcie na 4-5 cm, sala porodowa i piłeczka. Mąż cały czas był przy mnie. Z godziny na godzine coraz gorzej. Przyszedł wreszcie lekarz i decyzja przerywamy-wody popłyneły. Teraz skurcze są już tak mocne, kręgosłup boli jak nie wiem, brzuch także. Rozwarcie staneło na 9 cm i już od dłuższego czasu nic. Wreszcie decyzja lekarza podajemy oksy... Boże i wtedy się zaczeło. Skurcze non stop, rozwarcie nic dalej nie rusza, ból okropny, błaganie o cesarkie, krzyk i błaganie męża i lekarza o pomoc. Godzina 14.00 piłka i zaczełam przeć. Następnie fotel i zaczyna się poród. Coś okropnego. Ból niesamowity. O godzinie 15.25 wreszcie urodził się mój synuś z wagą 3950g i 55 cm. 10 w skali Ap...Wyparłam łożysko ale co się okazuje, zaczeło się rwać no i łyżeczkowanie. W czasie szycia już nic nie czułam. Patrzyłam na moje maleństwo i mówiłam" urodziłam go, urodziłam mojego synka". Męża przy samym porodzie nie było, postanowiliśmy że lepiej żeby go nie było. Piersze karmienie, na sali zostałam niestety jeszcze 4 godziny ponieważ mdlałam już po 14 godzinach porodu z wycieńczenia jak chcieli mnie odwieść na sale. Dostałam 2 kroplówki i jako tako wsiadłam na wózek. I znowu problem - przez cały poród nie robiłam siku, teraz też na sali nie mogę-cewnikowali mnie, na następny dzień tak samo. wreszcie przy kąpieli pod prysznicem ruszyło. Stolca niestety nie oddałam do dzisiaj myśle że to psychiczna blokada. Ale zakupiłam już czopki. Naczynka na całej twarzy popękały. Pomimo zamykania oczu dostałam i tak wylewów. W jednym oku bardziej w drugim mniej. Jakbym miała jeszcze raz rodzić i decydować sie na drugie dziecko, to od razu mowię na dzień dzisiejszy że nie. Poród miałam straszny. wszystko rekompensuje tylko mój mały skarbuś. Kocham Go tak mocno, że nie żałuje mojej decyzji o ciąży pomimo tak okropnego porodu.