Na pocieszenie moje poczatki tez nie byly latwe, moze czytalas moze nie :) chodzilam jak z motorkiem w dupie, sniadania o godzinie 14, a dzien rozpoczynalam o 3, 4 w nocy, cyce bolaly, przeszlam zapalenie piersi z ponad 40 stopniowa goraczka, w dodatku moj s chyba tez przechodzil jakis ojcowski kryzys bo zostawial mnie ze wszystkim sama i szedl do kolegow... juz nie mowiac o tym ze w kazdej minucie dnia myslalam o tym by polozyc sie i zasnac ( do dzisiaj o tym mysle zeby porzadnie sie wyspac ) ale teraz po 7tygodniach gdzie lepiej rozumiem potrzeby malej wiem mniej wiecej co ją uspokaja, co moze potrzebowac, czy co jej przeszkadza to jestem w stanie pocuc jakas radosc z macierzynstwa. choc pewnie jeszcze nie jeden kryzys mnie zlapie :)
DAMY RADE ! nasze dzieciaczki na nas licza
kiedy siedzę sama z małym w czterech ścianach. Jeszcze cały dzień praktycznie śpi, pewnie zastanowicie się "co ona gada" no ale mógłby mi pojęczeć, a tak? Nie ma do kogo mordy otworzyć.
Ostatnio przechodziłam kryzys, porządny. Pierwsze dwa tygodnie to było wyzwanie, w kółko coś nie tak, jak nie problem z laktacją to problem z tym lub tamtym. Na szczęście się to ustabilizowało wszystko bo już miałam dość. Wyjście z domu na 4 godziny żeby załatwić zwykłe sprawy urzędowe było dla mnie zbawieniem. Trzymałam małego i płakałam, po prostu płakałam z bezsilności, że nie wiem co jest. Miałam ochotę go zostawić w tym łóżeczku i wyjść do pokoju obok oddychnąć, mieć chwilę spokoju ale niestety tak nie można. Dobrze, że to trwało tylko tyle bo jakby trwało dłużej to bym sfiksowała na dobre.
Teraz? Jest dobrze i oby tak dalej.
Komentarze
Wyświetlono: 1 - 2 z 2.
JA TEŻ TAK MIAŁAM A TERAZ JEST SUPER;)