hehe skad ja to znam... ja nigdy nie chcialam blondyna ! a mam takiego w domu hehe ;) zycie rozne scenariusze pisze ;)
Sześc lat temu poznałam pewnego chłopaka, który mi się wogóle nie podobał: za wysoki (2metry), za chudy... no i wcale nie przypominał mojej pierwszej wielkiej miłości po której leczyłam zlamane serce. Jedyne co ich łączyło to imię Marcin. No ale ten oto Wielkolud zaczął się ze mną spotykac, mówiłam a co mi szkodzi jak się znudzę albo sprawy zajdą za daleko to powiem żegnam. Tak się nie stało, zamiast się tylko bawic ja się zwyczajnie w nim zakochiwałam. Pokazał mi że nie wygląd jest ważny a serce i charakter. Mijały miesiące a my byliśmy razem. Były różne kryzysy a nawet dwa rozstania ale wracaliśmy do siebie, jakaś siła nas pchała w swoją stronę. W końcu stanęło na tym, że po 4 latach wzięliśmy ślub i zaczęliśmy wspólną wędrówkę przez życie. Może nie jest ono usłane różami ale dzięki naszej miłości idziemy do przodu. Może mój mąż potrafi mnie wyprowadzic z równowagi jak mało kto ale nie wyobrażam sobie życia bez niego i nie potrafię długo się na niego gniewac. Cieszę się że to 6 lat temu dałam mu szansę, bo dzięki niemu jestem szczęśliwa.
Komentarze
Wyświetlono: 1 - 2 z 2.
no już wlaśnie pomijam fakt że zawsze podobali mi się bruneci a mój maż jest blondynem :P