Zaręczyliśmy sie w święta Bożego Narodzenia 2009, planowalismy ślub na 2011, ale w lutym dowiedziałam się, że jestem w 6 tyg. ciąży, i plany nieco się przesuneły i już 24 kwietnia 2010 się pobraliśmy, chcieliśmy, żeby nasze maleństwo urodziło się w prawdziwej rodzinie jak z obrazka. W sobotę wstałam o 7.00 rano, najpierw wizyta u fryzjera, a potem u kosmetyczki. W domu byłam o 12.00 i zaczełam sie przygotowywać, świadkowa, siostra mojego męża pomagała mi się ubierać, wszystko jest upamiętnione na filmie i zdjęciach... 0 13.30 przyjechał Paweł z kwiatami na błogosławieństwo. Byłam tak szczęśliwa, gdy go zobaczyłam w dzrzwiach, nogi mi się ugieły, a uśmiech od tamtego momentunie znikał z mojej bużki Uroczystość również sie udała, wyszalałam sie za wszystkie czasy. To nie prawda, że na własnym weselu człowiek sie nie bawi... Skończyło sie ok 05.00, a usnełam dopiero ok 09.00 rano w niedzielę. Teraz jestem szczęśliwa i nie żałuję swojej decyzji i mam nadzieję, że nigdy nie będę żałować... Kocham Cię Pawełku Bardzo denerwowałam się przed dzień ślubu, bałam sie czy wszystko sie uda, czy ktoś nam nie przeszkodzi, albo że któreś z nas sie rozmyśli... Choć wiedziałam, że oboje bardzo się kochamy i nic złego się nie stanie...
Po błogosławieństwie pojechaliśmydo kościoła, uroczystość zaczeła sie o godz. 15.00. Do ołtarza poprowadził mnie mój tata, a od drugiej połowy kościoła poprowadził mnie moj ukochany... Taka byłam szczęśliwa, że stoję tam obok niego, że to mnie wybrał, a jaka zestresowana, że niewiedziałam na którą rękę mam wziąć, żeby założyć obrączkę na palec, ale udał sie...!
Komentarze
Wyświetlono: 1 - 4 z 4.


