Nie przejmuj się, będzie dobrze... Kacper też nie raz miał okresy, że bardzo mało jadł, ja panikowałam, a mąż mnie uspakajał i mówił, że nawet dorosły czasem nie ma ochoty do jedzenia. I zawsze wychodziło na jego bo po paru dniach jadł już normalnie :) Skoro lekarz mówi, że jest ok to tak musi być ;)
Wypróbowałam już chyba wszystko. Dostała kaszki - nie chciała, próbowałam z marchewką - też nic. Jakiś czas działał sposób karmienia mlekiem "na śpiocha". Ciągłe nerwy i stres "Co jak nie zdążę i się obudzi? A jeśli wypije za mało?". Ta metoda też już przestaje być skuteczna - otwiera oczy albo przestaje ssać. Ewentualnie jedno łącznie z drugim. Lekarka nic nie zauważyła. Malutka jest pogodna, zadowolona z życia... wprost odwrotnie do mnie. Odliczam każdy mililitr mm, który wypije. Nie jest możliwe by była najedzona, bo niby jak? Czym? Jak nawet po 7-miu godzinach niejedzenia potrafiła odmówić? Nie wytrzymuję już tego psychicznie, cały czas mam stres, że się odwodni albo spadnie drastycznie na wadze. Dzisiaj idziemy na USG brzuszka, zobaczymy co tam wyjdzie...
Do tego znowu konflikt z J. Już było lepiej, nawet dostałam różę bez okazji (!!!). Teraz twierdzi, że niepotrzebnie sieję panikę, bo rozmawiał ze swoją siostrą i ona go zaczęła uspokajać (skoro Mała nie ma biegunki, wymiotów, gorączki, nie jest apatyczna to wszystko gra :/). Siostra ma dwójkę dzieci i jest dla J. wręcz wyrocznią w kwestii wychowywania. Zajebiście. Niech tylko powie, kiedy taki stan absolutnego odrzucenia pożywienia minie, wtedy ja też będę spokojna.
Nie rozumiem co w tym nie normalnego, że boję się o zdrowie mojego dziecka...
Edit: Byłyśmy na USG brzuszka i nic nie wyszło na szczęście. Jeszcze jutro badanie moczu, ale też na pewno nic nie będzie. Po prostu panna postanowiła zadbać o linię i zwyczajnie ma focha na jedzenie.