Witam
Ostatnio bardzo dużo rozmyślałam na temat swojego "idealnego" związku.Jesteśmy razem ponad 8 lat.Mamy ponad 2 letnie dziecko.Kłopoty zaczęły się w sumie jeszcze przed ciążą.Wyzywanie,poniżanie z Jego strony,ale jak człowiek zakochany to wybacza wszystko...Rzecz w tym,że mam już dość takiego traktowania,bo nie jestem szma*ą,ale matką Jego dziecka i Jego kobietą,której szacunek sie należy!
I tu zaczynają się schody...Chce się z Nim rozstać,ale po pierwsze mieszkamy w lokalu komunalnym,gdzie moja babcia jest głównym najemcą (obecnie od kilku miesięcy jest w DPS-ie),ja mam tutaj meldunek stały od urodzenia,dziecko też.On także został tutaj zameldowany tymczasowo na dwa lata.Z gminy ma jeszcze przyjść pisemko czy może tu zamieszkiwać,jeśli okaże się,że nie może,to wpadł na pomysł,żeby wziąć ślub,wtedy będziemy mogli razem dalej mieszkać.Ale ja nie chce!Nie chce takiego męża,co mnie wyzywa od kur*w,co mnie popycha i grozi,że odbierze mi dziecko!Oczywiście później przeprasza,że to w nerwech mówił,ale co mi po tym.Jak zaraz znów jest to samo!
I teraz tak:Jeśli okaże się,że konieczny Jego zdaniem jest ślub,to mówię,że nie wyjdę za Niego.Wtedy On się wyprowadzi.I teraz pytanie.Jak mam dalej pracować,skoro nie ma kto mi przypilnować dziecka,a do żłobka się nie dostało?
Do tej pory wyglądało to tak,że On pracował od 17:00 do 24:00 i był w domu ok 01:00 w nocy,po czym ja chodziłam do pracy na 09:00 do 15:00,a On był z dzieckiem i tak się "wymienialiśmy" opieką.
Na pomoc mojej mamy,czy siostry nie mam co liczyć,bo to istna patologia i nie chce mieć nic z nimi już wspólnego.Nie raz im pomagałam i tylko później po d*pie za to dostawałam od nich,ale to inna historia.
Nie wiem co mam zrobić,żeby się z Nim rozstać,bo nawet jeśli późńiej będzie płacił alimenty,to razem z córką nieprzeżyjemy z tego.A do przedszkola dopiero pójdzie za rok.A nie chcę być z Nim dalej tylko ze względu finansowych,bo dłużej tego nie zniosę!On powiedział,że jeśli nie wyjdę za Niego to już możemy się rozstać i zabierze mi córkę,bo On ma swoją rodzinę 500 km dalej i Jego rodzina Mu pomoże,a ja jestem sama jak palec.
Jeśli ktoś może coś doradzić w tej sprawie,to proszę o pomoc.