Na poczatel przepraszam za brak polskich znakow ale niestety korzystam z komputera gdzie za cholere ich zrobic nie moge bo mi cuda jakies wychodza.
A wiec mam juz synka przy sobie niestety czasem mam wrazenie, ze ten moj kochany, grzeczny synek mamusiowy zostal w Polsce, a do mnie przyjechalo male diablisko.
Zaczne od tego, ze wogole mnie nie chce wypuscic z rak, kazde wyjscie do pracy to mordega - okropny, rozdzierajacy placz jego i co za tym idzie rowniez moj. Jakby tego bylo malo nie moge chodzic sama do toalety, kuchni czy gdziekolwiek indziej. Poza tym moj do tej pory spokojny synek ciagle wymusza co krzykiem badz placzem, bije i popycha inne dzieci, zabiera im zabawki, nie chce chodzic - woli byc wszedzie noszony i ogolnie zrobil sie nieznosny...Najgorsze jest to, ze kazdy moj zakaz spotyka sie z niesamowita histeria z jego strony, z ktora przyznam szczerze wogole sobie nie radze.
Niby rozumiem skad u niego te nerwy, bo ostatnie miesiáce obfitowaly w mnostwo zmian dla nas wszystkich i nie zawsze wesolych zdarzen, ale kompletnie nie potrafie trafic do mojego dziecka, nie radze sobie z jego napadami zlosci, moje karcenie i upominanie na nic sie nie zdaje (powoduje kolejne histerie)...
Dziewczyny bardzo prosze Was o jakies podpowiedzi, rady, sposoby na poradzenie sobie z takimi humorami u dwulatka...nie moge sié teraz rozpisywa, zeby dokladnie nakreslic Wam sytuacje ale naprawde jestem juz na granicy rozstroju nerwowego... Bede wdzieczna za jakiekolwiek madre podpowiedzi...