No właśnie...słońce za oknem, w pracy coraz lepiej, wolny weekend za pasem a mnie jakoś smutno... Ostatnio często dopada mnie to uczucie i kiedy tak się staje mam ochotę wytrzaskac się po pysku starą skarpetą i krzyknąć - Co ty robisz idiotko!męża fajnego masz, cudowne zdrowe dziecko isłońce za oknem, czego Ty kurwać jeszcze chcesz?! - a przecież właśnie tego chciałam, tej przeprowadzki, tego mieszkania, tych zmian.Jednak czasem mam jeszcze dziką ochotę wsiąść do pociągu i popędzić, żeby tylko usiąść raz jeszcze w Szewcu na Starym Mieście czy upić się wiśniówką w Magmie z przypadkiem poznanym Hiszpanem...złapać coś co uciekło, co sama zostawiłam za sobą. Czasem boję się, że już nie bedę mogła wrócić, że nie powiem do Ojca - zobacz jak ten Twój wnuk urósł! -albo że nic już nie będzie takie samo - dom nie bedzie tym domem, który jeszcze mam w pamięci. A przeciez mój dom jest już tutaj, tu umeblowałam pokoje, rozłożyłam łóżeczko synka, tu będzie chodził do szkoły i ganiał za dziewczynami.Tego chciałam... Brakuje mi starych przyjaciół i czasu na poznawanie nowych.Płock jest fajnym miastem chociaż przyznam, że moje pierwsze zauroczenie nieco osłabło, ale zdążyłam je już pokochać.Jednak poznawałam je w asyście narzeczonego i jego przyjaciół przy akopaniamencie letnich koncertów i przy smaku zimnego piwa w Grodzkim.Teraz biorę małego w wózek, wychodzę i ...nie wiem dokąd iść.Na kawę? Do kogo, gdzie, z kim? Siadam w parku i całą sobą chcę do kogoś zagadać, uśmiechnąć się, zaznajomić, ale jeszcze wezmą mnie za wariatkę, która szuka przyjaźni w parkowych krzakach i będą mną straszyć dzieci. To zabawne, że kiedy mieszkaliśmy w Lublinie brakowało mi czasu dla siebie, a do towarzystwa wystarczyła dobra książka.A teraz wiele bym dała za towarzystwo do kawy czy plotek o pieprzotach. Posprzątam, ugotuję, uśpię małego, pomaluję paznokcie i łapię za telefon, żeby zadzwonić do mojej przyjaciółki i powiedzieć - Wpadaj na chwilę juz wstawiłam wodę - i przypominam sobie, że przecież Zielona nie mieszka już trzy domy dalej, że dzieli nas 300 kilometrów, że nici z podkradania truskawek z jej ogródka... Nie wyobrażajcie mnie sobie jako desperatkę biegającą po Płocku z wywalonym jęzorem i szałem w oczach, szarpiacą przechodniów za bety i błagajacą - Koniecznie musimy się zaprzyjaźnić, błagam! Po prostu czasem tęsknię okropnie sama nie wiem za czym...za domem, za szorstkimi, zgrubiałymi od wieloletniej pracy rękami mojego Ojca , za tym widokiem kiedy brał Oskara na ręce i oczy mu się śmiały z radości, za winem pitym z Zieloną z najróżniejszych okazji, za mówieniem "dzień dobry" znajomym na ulicy, za zwykłym serdecznym gadaniem z ludźmi... Marudzę, co? Ale dzięki temu jest mi trochę mniej smutno:) P.S.A taką minę ostatnio coraz częściej robi mój synek, nosi tytuł - Mamo no co Ty gadasz?!
Komentarze
Wyświetlono: 1 - 2 z 2.
Czuję to samo co Ty... moje życie zmieniło się z dnia na dzień odkąd dowiedziałam się o ciąży... Kocham swojego synka ale strasznie mi brakuje przyjaciół, dawnej beztroski... Mój synek jest bardzo absorbujący, odkąd się urodził nie miałam chwili dla siebie. Wcześniej chodziłam z przyjaciółmi do pubów, do teatru, do kina... jeździliśmy spontanicznie nad morze, robiliśmy ogniska i do tego miałam pracę którą uwielbiałam.
Czasami łza mi się w oku kręci jak sobie przypomnę tamte czasy. Teraz doskwiera mi niesamowita samotność. Marzę o powrocie do pracy. Chcę znowu poczuć się odrębnym człowiekiem a nie tylko nieustannie gotującą, piorącą matką. Kocham swojego syna nad życie i daję mu wszystko co najlepsze, dużo miłości i cały swój czas... ale wiem, że on kiedyś odejdzie w świat i to całkiem niedługo, dlatego chcę zadbać o siebie również.