Będziemy mieć ze Stasim pierwszego ząbka. Dzisiaj zauważyłam, że już się troche przebił. Nawet nie skojarzyłam, że to już, bo niby ciężko z moim potworkiem ostatnio było, ale uznałam, że Stasi jak Stasi, tylko ja gorzej wszystko znoszę ze względu na moją chandrę i tylko wydaje mi się, że jest troche bardziej nieznośny. Ale nie ma co chwalić dnia przed zachodem słońca - także prawdziwy hardkur może się dopiero zacząć.
W wielkiej desperacji kupiłam dzisiaj zielone sandały. Zielone ku...wa! A przecież farba ma to czerń. Niestety nie było nic innego w moim city. A z racji tropikalnej wręcz gorączki trzeba stopę ratować, bo w trampeczku to już się gotować zaczyna. Ja w zielonych sandałach - apokalypsa:)
Może mi trochę lepiej. Może. Synuś śpi, a ja wyciągnęłam swój stary zeszyt z wierszami i się zaczytałam trochę. Kiedys umiałam pisać piękniej, albo nie - kiedyś potrafiłam inaczej patrzeć, a teraz czasem za tym tęsknie. Za tym ogromem świata, który stał otworem i wołał. A teraz mam cały świat w sobie, skurczył się do rozmiaru pająka, dwóch par oczu, więc jedne dodają mi siły by wciąż pobierać tlen, a za drugimi tęsknie. Ale jest lepiej, bo zawsze źle być nie może, nawet w tym nie będę oryginalna. Dziś wieczór będę czytać wiersze jak robiłam to kiedyś i obiecuję, że będę robić to częściej. Bo człowiekowi potrzeba jednak czegoś więcej, żeby i duszę nakarmić. Pasje trzeba mieć i pielęgnować, bo podobnie jak mięsień- nie ćwiczona zanika.
A teraz idę, bo papieros na balkon mnie wzywa.