Nie ma czasu na pisanie, na zaglądanie nawet średnio... zaniedbuję 40tkę, Photobloga i AguAgu - normalnie jakoś tak ten czas leci w ciągu dnia.
Marceli na nowo ząbkuje, nadciągają górne jedynki. W nocy nie śpiulamy na nowo- a co tam grunt, że trzy całe noce przespałam w przerwie ząbkowania, teraz mogę dalej zrywać się co chwile w nocy i spać tylko do 6tej. Powiem szczerze, że przyzwyczaiłam się.. rano szybciutko oblecę miasto z małoletnim, potem posprzątam w domku, obiadek, relax na polu, potem spacer kapiel i lulu. Może czasem jestem zmęczona w szczytowych godzniach dnia, ale tam nic to.
Dziecina za pomocą swojej cioci Gochy nauczyła się robić kosiu kosiu łapci i strasznie sie chichra z tego powodu. W ogóle jest śmieszek niezmiennie tylko przeplata się to z darciem mordy na trzy akordy. Człowiek przywkł, matka przywykła, ojciec też.
U mnie w domu ciągle coś, a to to, a to tamto...
Nie masz co ze sobą zrobić, brak Ci perspektyw na ciekawe zajęcie? Zainwestuj w stary dom!
To chyba nigdy się nie skończy, mowa o moim ciągłym bieganiu i sprzątaniu. Przez to naprawdę nie mam czasu żeby tak sobie usiąść i poopierdzielać się, popierdzieć w kanapę, bo na dodatek pogoda jest i wszyscy na polu siedzą. Dziś strajkuję - piszę bloga.
Ciekawa jestem czy wytrwamy w postanowieniu i konia na biegunach Maniek dostanie dopiero pod choinkę:P Z postanowieniami jest różnie, czasem w szerz a czasem podłużnie. Ja postanowiłam wziąć się w końcu w garść i przepisać wszystkie ważne fakty i daty z tego bloga i wpisać je do tej pięknej księgi ciąży, którą robiłam przez całą ciążę a na którą nie miałam siły po urodzeniu. Lepszy blog bo tu od razu chwytam za klawiaturę i wyklikuję wszystko co trzeba. A z zeszytem zawsze było tak, że trzeba do biurka, że trzeba flamastry, długopisy i kredki a czasem zdjęcia i taśmy. I jakoś chęci brak... a tu zleciało pół roku i często gęsto myślę sobie jakby to dobrze było mieć wszystko zapisane w jesdnym miejscu. Lenistwo lenistwem, ale bez przesady! Już mam pudełeczko do którego ową księgę wsadzę wraz z płytam DVD, ubrankiem r 56 i skarpetusiami, do tego odbicie rączki. Jest to mega tandetne, ale przekonał mnie do tego felieton z Bluszcza ( boziu dlaczego nikt, nie chciał przejąć Bluszcza, takie pisamo a po stracie wydawcy uamrło razem z nim). Jeszcze dzis chyba coś zapiszę w tej kronice...
Odkryłam też dziś, że obiadki po 6tym miesiącu gotowe to już niezłe kawałki warzyw! A ja nadal miksowałam Podkówce na głądką papkę! Czasem trzeba spróbować czegoś innego żeby się przekonać, że samemu coś się robi nie tak i że stare nie zawsze znaczy najlepsze ( mowa o metodach nie o przeterminowanym żarcu:P). Marceli nie chciał jeść moich papek ostatnio ze słoiczków, Farben rzecze: nie smakuje mówię Ci, migrena swoje : ząbkuje nie ma apetytu. Po trzech dniach migrena: chyba kupię mu na spróbunek, zobaczę... no i Marcel wpierniczał aż mu sie uszy trzęsły. Nie dobre mu ugotowałam, albo przejadł mu się po prostu indyk. Teraz je ze smakiem, jutro gotuję królika ;)