My z małym Olafkiem tez gapiliśmy sie dzisiaj jak zaczarowani na lecące płatki śniegu.Jednak zaraz sie stopiły i niepozostało ani troche.A ja chce juz na sanki,turlac sie w śniegu i śmigać na łyżwach(pomarzyć sobie moge)...Z okazji jubileuszu blog musi zostać jutro "Blogiem dnia"!
Jakoś wyjątkowo dziś...
Dziś obudziłam się i uśmiechał się do mnie wyspany Marceli.
Robiąc w kuchni mleko śnieg zza okna mnie miło zaskoczył.
Smarując dziąsełka odkryłam że przebiła się górna jedyneczka.
Po raz pierwszy Marceli był dziś w Krakowie na rynku.
Dostałam prezent.
Trzy lata temu o tejże porze pokochałam jak nigdy wcześniej.
A to jest setny wpis na blogu....
Uwilebiam pierwszy śnieg zapowiadający już prawdziwą (właściwą zimę). Wbrew powszechnej dość srogiej opinii o zimie, to dla mnie całkiem przyzwoita pora roku - zresztą jak każda (oprócz lata). Nie wiem czy tylko ja to zauważyłam, ale przy pierwszym śniegu, kiedy temperatura waha sie koło zera, jest coś magicznego w zapachu świata. Idzie do nozdrzy taka świeżość jak poranek nad morzem. (Kocham morze zimą). Dla mnie zapach odgrywa sentymentalną dość rolę we wspomnieniach, sam zapach mocno przypomina różne czasy w życiu, jakby pobudza wyobraźnie. Ma moc wstecz i w teraźniejszości potrafi mocno zakręcić w głowie... i zapch... zapach jest jednostkowy dla każdego róża pachnie inaczej. Dla mnie dom właśnie pachnie palonym drewnem.... pachnie ciepłem i miłością.
Mojej małej pociesze dziś przebiła się górna jedynka lewa, co do prawej pewna nie jestem. Wiem, że to kwestia czasu i tego jak bardzo Marceli będzie piłował łóżeczko aż małe dziąsełka się poddadzą. Jestem z nich oczywiście dumna, to taki wspaniały prezent z okazji bez okazji.
A wyprawa do Krakowa niby w sprawach formalnych, ale a jakże, również hedonistycznych - przynisła mi jakąś rześkość. Z tym Krakowem to jest tak... że mam do niego przepgromny sentyment, tu już nie chodzi tylko o zapach tego miasta. W tym mieście dojrzewałam jako osoba. Dzięki Bogu trafiłam na studia i dzięki Bogu jestem teraz kim jestem - nalali mi oleji do głowy. I na studiach przyjaźń znalazłam i w czasie studiów miłość tę prawdziwą. Dokładnie trzy lata temu z Farbenem postawiliśmy wszystko na jedną kartę, przeciw wszystkiemu. Kiedyś może opiszę tu naszą początkę ( jak mawiał Kazimierz) bo ciekawa jest. No i w tym Krakowie mieszkałam przeszło miesiąc, ale wystarczyło by zrozumieć, że to miasto trzeba kochać i przyjeżdżać do niego tylko w odwiedziny, bo życie w nim jest.... takie mieszczańskie. Niestety. Mowa o ludziach ( współlokatorach). Więc dziś, kiedy wybraliśmy się na rynek poczułam ukłucie żalu, że nie ma mnie tu jak niegdyś pięć dni w tygoniu, i może trochę żal że wolność i namiętność już dawno za nami. Choć kiedy teraz o tym myślę nie jestem tego taka pewna, czy wolność i namiętność już za nami...(??) może właśnie przed nami. Krakowie jestem Twoją najzagorzalszą fanką, kocham Cię jak kochała moja Mama, to wysysa się z mlekiem...( jak ponoć inteligencję). Spacer przez uliczki wspomnień był cudowny, choć za krótko trwał.
Wzięłam aparat żeby uchwycić nasz pierwszy wypad na rynek, jednakże karty w nim brak było no i zdjęć nie ma. Nie płaczę, acz.... no wiecie jakiego mam fioła na tym punkcie. Obiecaliśmy sobie, że przyjedziemy do Krakowa w Wigilię jak trzy lata temu i wybierzemy się na kiermasz i do Frańciszkanów do żywej szopki. Co roku jteż eździmy i oglądamy wsie oswietlone lampkami, mamy taką tradycję "Swoją".
Jestem zuchwała, utworzyłam już sto wpisów. Jest mi z tym dobrze, że je tworzę. Tworzyć będę nadal.
Nawiasem mówiąc, chciałam pozdrowić wszystkie te raszple co lubią czytać co u nas ;) Wasze zdrówko! Kasia, Aga, Kamila, Sandra, Lolla za Was potrójna setka ;) Katta łobuzie za Ciebie poczwórna a za mamię Misiołka wypiję jedną boś za młoda by Cię gorszyć. A za te co zaglądają z nudów bądź by popodziwiać mojego przystojnego syna kiedy pomyślę, by mi żadna romansu z nim mieć nie zapragnęła za lat naście.
Ulubione wino to mołdawski Kagor czerwone półsłodkie.
Setka, ah jest co świętować. trzy lata, ah jest co świętować, szósty ząbek, ah jest co świętować, śnieg, drewniany metrowy kot z Orient Expresu, zaupa pomidorowa...... AH JEST CO ŚWIETOWAĆ.
Komentarze
Wyświetlono: 1 - 2 z 2.
ooo <3 migrenka o mnie wspomniała w blogasku :D dzieki dzięki słońce, ale wiesz, z moją rodziną to już bardziej się mnie zgorszyć nie da ;p . U nas NADAL żebów brak, za to miś chodzi i za to ma kaszel ;/ echh.. ale przynajmniej śpi :) i w czwartek się imieninujemy :))) Pozdrowionka dla zębatego Marcelego i jego biednych dziąsełek :)