Ten wpis miał nosić tytuł "konkluzje" w zasadzie po części nadal chcę by tak było.
Dzisiejszego poranka o 7ej rano ( jak nigdy tak późno), przy mrozie -10, na naszej krajowej 79 wymarło spalinwe życie. Życie jakby wymarło w ogóle, żaden pies nie zaszczekał, żaden gwizdek od czajnika nie zaśpiewał, mróz nie zatrzeszczał, nie słyszałam bicia serca dzwonów. Głucha chłodna cisza - kojąca.
Sponataniczne wojaże, spontaniczne spotkania na swej drodze osób wielkich na swój indywidualny sposób. Spontanicznie Marceli był taki grzeczny. Byliśmy wśród ludzi, byliśmy z nimi z wpiekami na twarzy. Dziękuję, że jesteśmy otwarci na emocje. Dziękuję nam, że jesteśmy jacy jesteśmy. Zapragnęłam znów stworzyć, mały namiętny wpis o tym jak bardzo cenię świat, jak bardzo cenię ludzi, którzy nadają mu znaczenie. Kiedy piszę czas płynie szybciej, ale wciąż wierzę, że nie leję w próżnię, wciąż wierzę, że są ludzie wrażliwi na piękno, nie tylko na cierpienia. Tak bardzo nacechowany negatywnymi emocjami świat pędzi w tempie zastraszających zmian - pragnę by stanął jak dzisiejszego poranka, nie tylko z powodu kaca i odsypiania tygodnia spraw. Pragnę by nie najgorętszą ensacją tego tygodnia była magda Madzi, magda Kasi czy magda Zosi - pragnę by na codzień uzmysławiać społeczeńśtwu jak piękna jest matka nas wszystkich, Świata. Są to bardzo wielkie słowa powie jeden, drugie rzekłby, że to takie pieprzenie. Nie obchodzi mnie w zasadzie co właściwie powie człowiek x czy y, bo zdecydowana większość nie czyta moich wywodów na tematy "nieprzyziemne", a które w rzeczywistości są mocno przy ziemi. I pan x czy y, co lubi opowiadać o dupie marynie może mnie mocno w nią pocałować. Mądrych czasem prosto wyselekcjonować, czasem trudniej, czasem czas jest najlepszych ich dowodem. Dziś znów widziałam szczęście w sobie, widziałam je na twarzach ludzi, widziałam je w przelotnym promieniu słońca na organtynowej zasłonie, kiedy Marceli zasypiał w moich ramionach. Rozpierają mnie takie chwile, rozwalają całe ostatnie emocjonalne pustkowie, czy może to raczej był dół? Przecież nic się nie zmieniło? Nie sypiam jak nie sypiałam, nie wypoczywam jak nie wypoczywałam, tchnę energię w dziecko, którego loki zachaczają o każdego odwzajemniając ciepłotą słów. Kocham jak kochałam, wciąż się wzruszam. Nic się nie zmieniło? Może zmieniło się to, że dziś doświadczyłam ciszy. Jak często udaje jej się znaznać zwykłemu zjadaczowi chleba? Nie jestem pewna czy na wsi nadal jest cisza...Wczorajsze pytanie o to z czym kojarzy mi się dzieciństwo - powoder nostalgii. Jestem mocno naruszona takimi prostymi sprawami, a jakże nieosiągalnymi w dzisiejszym świecie. Trudy życia zmieniają, trudy życia uszlachetniają - dziękuję Bogu, że życie mam, że jest jakie jest, i dziękuję, że czasem potrafię poczuć w sobie ciut pokory wobec kontrolowanego chaosu chmór, lasów, i rzek. Trzeba stanąć wobec żywych pomników chwały świata i uzmysłowić sobie, że nimi są. Dziękuję za każdy wyjątkowy zachód słońca i za to, że jesteśmy wszyscy zdrowi, mając tym samym siebie.
Kocham zimę. Nie tęskno mi za latem.