Strach i tęsknota
Rozmawiałam wczoraj z Ol, Ol wspomniała o ostoi jaką stworzyli jej rodzice w postaci domu i zalesionego ogrodu, pośród których to drzew dobrze można się schować, podwziąć jakiś kamuflaż przed światem. Przybyły do mnie wspomnienia, na słowo drzewa, na zwrot, że ktoś je posadził...
Jak to bywa w życiu, tak i w moim ktoś posadził magiczne drzewa, które wraz ze mną wyrastały pnąc się ku wymarzonemu słońcu, blasku chwał. Za świerkami i sosnami, za ogordzeniową siatką były pola... z kresami u brzegów lasów, skał i rzek. Pod migocącymi światłami bawiłam się w lalkami w cieniu, w zapachu wiatru i dorastającego zboża. Moje dzieciństwo tworzone z takim uporem do dobra. Surowe, acz tak bardzo realistyczne i o marzycielskiej istocie. To wszystko co pod tymi drzewami dali mi bliscy, takie jak powinno być, jak powinno przychodzić naturalnie ludziom. Zasady, reguły, rytuały, opbowiązki, zabawa, posiłki, modlitwa, sen. Tak spokojny sen, który jest mi teraz marzeniem. Moja ostoja, po której zostały drzewa, i zarastający ogród historią sprzed lat. A w moim sercu, aż po ból trzewi kotłujące się nadzieje, że powrócę tam jako dobry człowiek, taki jakim chcieli by widzieć mnie ogrodnicy uprawiający ten kawałek nieba. Rośnie we mnie, nie zarasta a rozrasta się myśl spełnienia najprostszego marzenia. Tworzenia dobrej naszej przyszłości z miejscem na werandzie dla każdego przy kubku herbaty. Chciałabym, by ten dom ożył jeszcze, chciałabym by drzewa przynosiły ukojenie w upalne dni tak jak są do tego stworzone. I chciałabym, byśmy byli szczęśliwi. Kiedyś, z dala od zgiełków...
Wykorzeniło mnie życie stamtąd w sekundę, wyrwało, sztychówką ucięło korzenie w połowie. Reszta została. Miejsca odcięć starają się zabliźniać i na nowo wrastać w mury nowego miejsca, innej ostoi, innej rodziny, pomiędzy inne cegły. Żyję tu, żyję bo jest tu Farben, dla Niego wszystko, i wiem, że On dla mnie wszystko.. kiedyś odremontuje drewaniany dom.. postawi kubki z herbatą na werandzie. Zrobi to dla mnie, choć nie czuje jak ja, przeszywającego mnie sentymentu, choć nie czuje tej tęsknoty, to wiem, że będzie chciał ją załagodzić.
To ćwierćwieku to mało, ale to nie takie nic. Niby dorosła a brakuje drzew które powiedziałyby mi coś więcej o mojej historii pośród ich długich cieni. I brakuje mi ich w czasie rzeczywistym, brakuje ich cieni dla mojego syna. Bo mój przydomowy las został wykarczowany i zostałam po nim ja, rozsiana po świcie, w tęsknotach za taką ostoją jaką mi kiedyś bylli - ten świerk, sosna i modrzew.
Marceli, krzaczek rosnący w swiecie innym niż mój, oby nie wyrósł na ciernisty. Będę dbać o to na tyle na ile potrafię pojąć jego istotę.
Jestem kim jestem, dzięki tym sadownikom, dzięki tym drzewom i ich owocom. Pragnęłabym, aby mój syn, widział we mnie równie dobrego ogrodnika, by doceniał w nas, surowość jak i wrażliwość. Bo to wszystko kształtuje.. do szacunku trzeba dorosnąć. I tak chciałabym by nasze życie było w ciągłym dialogu, niekończących się rozmowach o tym kim jesteśmy, gdzie jesteśmy i co jest dla nas ważne. By żyć i być blisko własnych wolności. By tego małego brzdąca wychowywać do wolności, do poczucia jej. By mądrze kiedyś wybierał, i odpowiedzialnie mógł posadzić swoje drzewa, ale i potrafił docenic te stare, które będą się uginały pod ciężarem spraw z całego swojego życia. A nie był mu pniem na drodze.
Komentarze
Wyświetlono: 1 - 2 z 2.
Chyba sobie wydrukuję Twoje wpisy :D I będę czytać dzień w dzień, piękne ;)