Tez czytalam kiedys ten wpis Ksiezniczki, dobry wpis:)Hmmm...ja tez wolalabym po prostu z kims porozmawiac zamiast wirtualnej przestrzeni, ae coz...ostatnia kolezanka mnie olala;) Chyba w takich czasch zyjemy, ze sa "rownolege swiaty" wole o tym nie myslec, bo zaczyna mi sie krecic w glowie...
Tyle razy zaczynałam już najróżniejszego rodzaju wpisy - dopiero dziś zaczęłam się zastanawiać jak to się stało, że dopiero dziś się zaczęłam nad tym zastanawiać - skąd ja na to biorę pomysły ( a to ci). Ponad 200 wpisów poświęconych czemuś co ma jakiś związek z rodzicielstwem i życiem w ogóle. Hałda tego.
Przeszło mi przez głowę, że może czas zaprzestać bawić się w dziecinadę i pozostawić 40tkowe progi by ktoś inny mógł sobie teraz poprowadzić polecanego bloga ( o którego wcale się nie prosiłam) . Kiedyś czytałam na blogu księżniczkiMoniki, którą sobie pochwalam do dziś, choć rzadko tu już "Bywa"; w każdym bądź razie czytałam jej wpis, w którym była mowa o użytkowniczkach i ich ewolucjach. Był trafny. ( szukam go, ale nie mogę odnaleźć, który to był, jak znajdę to podrzucę link). Zastanawiam się nad swoją użytkową ewolucją.
No były ostatnio w mojej głowie takie myśli co by rzucić to w pierony, nie pisać głupot skoro mogę je choć tej jednej osobie powiedzieć osobiście face to face a nie click to click. Ale wciąż wierzę, w jakiś sposób, że to moje pomniki ze spichrzu, no w każdym bądź razie coś co gdzieś pozostanie dopóki to wszystko będzie jeszcze - ten cały internet ( dobry Boże) ten cholerny internet.. (górnolotne porównania)
W każdym bądź razie, bo tak piszę i piszę jakby bez celu - chciałam ale nie umiem. Nie umiem rzucić tego w pierony. Mam aż tak nawalone, że do zimy się nie odgonię z tą nagonką myśli, a przecież początek mojego wirtualnego życia jest przede mną - jeśli nie będzie F ( bo będzie wielkim F w trasie) to będę istnieć tylko tak - na marginesie, gdzieś w zapadliskach siebie samej. Tylko click to click, skype to skype, noł fejs tu fejs. Kurde. Wiem, że będę potrzebować tej przestrzeni - więc nie porzucam ostatnich nadziei.
A jest jeszcze Julio - ależ facet pisał, dodaje mi kurażu czytanie jego tekstów.
Marceli robi z mamą noski- noski, woła Kaja na kuzynkę ( po imieniu, nie mniej nie więcej) straszy mamę "BU", na pieski krzyczy kiedy za głośno szczekają, na kurki ko ko, pierdzi ładnie w w rączki, a kiedy narobi w pielutę leci szybko do mamy i chce ściągać rajtki, spodenki lub co tam ma, łazi łazi łazi i tylko polko się liczy - czym ja jestem zmęczona, bo za rączkę nie pójdzie chyba że widzi schody wtedy wyciaga łapkę po asekurację. Jest kochany, choć czasem chciałabym odpocząć w dzień - walnąć się z książką w pełnym słońcu i mieć wielkie W. Farbenowy robi altanę, jest szopka więc przy tej okazji, ale przynajmniej rodzinnie. A jak tak dalej pójdzie na orbicie i w konstalacjach rodzinnych to jeszcze wylądujemy na wakacje nad morzem. Morze mnie kusi, ale tylko z Farbenowym. Zresztą gdzie tam do morza.
W nocy nadal nie śpimy jak nie spaliśmy, ząbkuje przeokropnie. Wyczekuję szczęśliwej trzynastki.
Jestem jakby bardzo tu a jednocześnie jakby bardzo na zewnątrz. Czegoś mi brakuje. Może zapewnień od życia... nie wiem sama o co mi chodzi. I Oli mi brak. Bolą mnie boleści innych. Nie wiem gdzie tkwi mój obecny problem.. i chyba właśnie w tym tkwi problem.
Większego chaotyka chyba jeszcze nie napisałam.
Komentarze
Wyświetlono: 1 - 3 z 3.
Ha moja 'najlepsza' koleżanka tylko czeka aż poweim, że mi źle, że sobie nie radę... Świnia!
Inna tylko narzeka, że nie chce dziecka, które niedawno chciała ;/ ale jak jej w końcu powiedziałą 'co-nie-co" zaczęła się cieszyć nawet!
A ja, ja mam Was i tyle. Ty, masz nas. Taka kolej rzeczy ;p
Migrenko ja tam staram się zawsze Cię czytać w miare możliwości czasm nic nie czaje, bo mi młoda drze się (usilnie próbuje śpiewać) ale czytam, ile zczaje tyle skomentuje ;p
Pozdrawiam :)
i tu wyjaśniłam mój częsty nie łąd myśli ;p