Ma albo uczulenie na proszek, albo uczulenie na miód, albo potówki. W dodatku te cholerne komary są niesamowicie uciążliwe, ciagle gryzą go po główce, czasem zdążę odgonić, a czsem zdążę tylko zostawić świeżą plamę jego wlasnej krwi na skroni. Marceli jest niegrzeczny. No i oprócz podejrzenia, że go wszystko swędzi mam jeszcze dwa inne. Pierwszy taki, że wciąż jest w szoku po tej powodziowej ewakuacji. Drugi taki, że wyszedł mu 15ty ząb właśnie, a inne wciąż napierają a wyleźć jakoś im nie po drodze. Dziś Farben wlazł do Marcelowego łóżeczka i tak dopiero zasnął... w dzień dużo krzyczy, woła i pokazuje na rączki. Mam nadzieję, że to wszystko przejdzie jak najszybciej, bo w nocy kompletnie nie śpię a w dzień trudno mu odmówić noszenia, tulenia, całowania. Fasolka przez to cierpi, dziś dała o sobie znać w złym tego słowa znaczeniu. Plamienie, trwało godzinę. Na szczęście była to pora duphstonu, po zażyciu i dosłownie chwiluńce poleżenia na wznak przeszło. Tak więc Fasolinda walczy, a ma z czym bo z taką mamą to nie ma lekko... i z takim bratem. Marceli po strzyżeniu coraz milszy dla oka, muszę mu zdjęcie zrobić, a nie mam kiedy bo wiem, że wyłby za EOSem więc sztuka uwiecznienia brzdąca trudną jest. Wiem, że to wszystko przejściowe... ale trudno się odnaleźć, jeszcze jak denerwuje ta cholerna wilgoć w domu, ten cholerny szlam na podwórku, wiecznie trzeba sprzątać to gówno za przeproszeniem, ciagle mi znoszą ubranie do prania bo to pompowali piwnicę, to ją sprzątali, to do rzeki po barierki.. jak dziś ( bo pojawiło się słońce) wreszcie poszłam powiesić pranie na polu, to kuźwa, lunęło dosłownie z niczego! Wściekłam się, powiedziałam, dobra to na pewno przejdzie - zostawiłam to pranie. No ale leje dalej ( z niczego) po dwóch godzinach wścieknięta jeszcze bardziej wyszłam zebrałam to cholerne pranie, powiesiłam w domu - i co? Zaczęło pięknie przypiekać słonecznymi promieniami. Nie kurwa, to ponad moje nerwy. Pranie zostało już w domu, włączyłam grzejnik, w dupie mam. ( żeby była jasność - ja na codzień mocno pod nosem przeklinam, ale chamstwa ludzi wobec swojej populacji nie znoszę, jedynie wobec rzeczy martwych ;P)
No i za trzy tygodnie nad morze - pewnie połowa rzeczy mi nie wyschnie... umrę - ale moze pojutrze, bo jutro mam zamiar zrobić młodą kapustkę podsmażaną - a tego chce Fasolka! Fasolka lubi też ogorki małosolne, śliwki twarde takie jeszcze, pomarańcze, twarde soczyste jabłka, grejpfruty, żurek, kapuśniaczki i dużo piciu, żeby mamusia mogła dwa razy w nocy wstać na siku. Fasolka nadal podtrzymuję będzie onym.
Jakieś przebłyski na tejże fali dziwnej i dziwacznej na której płynę i mam popołudniowe okazy mdłości - ale bez wymiotów, mdli, mdli i przechodzi? Ano są, Marceli zaczyna więcej mówić po swojemu wciąż, ale więcej. No i niestety lub stety, coraz wiecej pokazuje gestykulując - może gdyby udawała, że nie wiem o co mu chodzi to szybciej nauczyłby się mówić :P?
A tu tak na moje otarcie łez - piękne nasze morze:
Dzikie plaże:
Widział kto o zachodzie słońca w środku lipca pustą plażę? ;)
I jeszcze moje ulubione ze Świnoujścia, Marceli wtedy był Fasolkiem 14tc.
Komentarze
Wyświetlono: 1 - 3 z 3.
Karolcia, ja wierzę w to, że taki stan buntowniczy przejdzie - wiem, że ostatnio bardzo się uginaliśmy nad Marcelim przez tę powódz i gorączkę, którą dostał prawdopodobnie od ząbków. Jak się stoi z boku i nie jest się rodzicem, to się tak wydaje prosto wychować dziecko - że rozpieszczone? Phi oni by do tego nie doprowadzili. Taaak, a jak się sami stają rodzicami zmienia się spojrzenie na świat...
Kasia - dziękuję za dobre słówka, biorę i pakuję je do kieszeni ;) A Tobie życzę zobaczenia takich miejsc! Gdybyś potrzebowała zawsze na otarcie łez mogę podrzucić kilka zdjęć ;)
A w Bieszczadach też byliśmy akurat z Marcelkiem Fasolką w 9tc :D Mieliśmy wtedy cudowne wakacje, zwiedziliśmy Polskę od morza po góry... w Bieszczadach byliśmy w Wetlinie. Pieknie tam...
https://www.facebook.com/photo.php?fbid=481886558521095&set=pb.439042029472215.-2207520000.1370761779.&type=3&theater
Ucięło zdjęcie w komentarzu, ale link tam jest podany ;)