Moj kochany synuś ma dzisiaj tydzien Rola mamy nie jest łatwa, ale kocham nia byc i opiekowc sie moim maleństwem. Spodziewałam sie przemęczenia i nie przespanych nocy, wiec nie narzekam :) Nie myślałam tylko, ze bedzie to tak duzy stres...Od kiedy mały jest w domu noc jest dla mnie prawdziwa tortura. Zastanawiam sie czy to kiedys minie i bede potrafiła sie wyluzowac i poprostu zasnąc, nie otwierajac co chwile oczu, zeby sprawdzic czy Szymek spi, czy mu sie nie ulewa, czy nie przekrecil sie na plecki. Jak juz udaje sie zasnąc, a usłysze jakikolwiek jego ruch od razu wstaje na proste nogi jak nawiedzona...Mam nadzieje, ze to tylko na poczatku tak wygląda i bede potrafiła sie kiedys zrelaksowac :)
Jesli chodzi o poród to nie było tragedii :) Ze bolesny to wiadomo, za to nie było tego bólu tak duzo bo w sumie moze ponad godzine :) No i co wazne, bez nacięcia krocza! ale od początku...
W poniedziałek 4.11 pojechalam do szpitala na spotkanie z położna. Stwierdziła 4cm rozwarcia, do porodu brakowało tylko skurczy. Poleciła mi wypic olej rycynowy z sokiem i obserwowc sie, w razie skurczy ruszyc do szpitala ( 50km ) Była przekonana ze po tym "koktajlu" w nocy urodze, ale ja jakos nie specjalnie wierzyłam w tak cudowne działanie tego oleju. Ale jak kazała tak zrobiłam no i rzeczywiscie po kilku godzinach od wypicia czułam delikatne skurcze, jak tylko zauwazyłam ze sie nasilaja pojechalismy do szpitala. Na miejscu ok 22:00 podłączyli mnie pod ktg, my z meżem podekscytowani, ze niedługo juz zobaczymy synka, ale poczułam jeszcze dwa mocniejsze skurcze i nagle cisza...przeszło. Juz mi było wszystko jedno i chiałam, zeby podano mi oksy byle juz było po, ale moja połozna podaje ja tylko w ostatecznosci...no wiec zrobiła mi masaz szyjki, po czym usłyszałam ze jak nic nie ruszy to ja zostaje w szpitalu, a maż wraca i czeka na telefon. W miedzy czasie zabrała mnie na USG bo wydawało jej sie ze mały jest wiekszy niz przewidywał to moj lekarz. Miała racje, wyszło 3500g a miało byc ok 3000g, a jako ze moja miednica nalezy do tych mniejszych nastraszono mnie ze jesli małemu nie uda sie wstawic do miednicy poród moze zakonczyc sie cc. Podczas tego badania USG jak tak sobie leżałam poczułam, ze cos ze mnie cieknie dosyc obficie, jak sie okazało - wody. Po tym "wycieku" zaczęla sie juz ostra jazda Wróciłam z USG na ktg ok 23:00 a tam mega skurcze. Umierałam z bólu...a co wymyśliła moja połozna? Przy kazdym tym cholernie mocnym skurczu mąż miał trzymac moja noge w zgięciu rozstawiając moje nogi, a ona wkładała reke i robiła masaz szyjki...bolało jak jasna cholera! Myslałam ze zaczne ja kapac. No ale po godzinie takich męczarni dostałam juz skurczy partych, ale nie wiedziec czemu nie pozwolono mi przec. Wszyscy latali jak szaleni i zakładali fartuchy itp bo nikt nie spodziewał sie,ze tak szybko pójdzie. Jak juz wkoncu usłyszałam, ze na nastepnym skurczu mam zaczzynac to tak sie zaparłam ze mały praktycznie wyskoczył prosto w rece połoznej, a wszystkie wody, które zostały chlustnęly jej w dekolt i twarz Wkoncu upragniona ulga, synus na moim brzuchu i dumny tata przecinający pępowine
Tak jak juz pisałam Szymon urodził sie 5.11 o 00:05 z waga 3430g, 52cm i 10 pkt :)
Komentarze
Wyświetlono: 11 - 12 z 12.
gratulacje