Witam kobietki Postanowiłam wpisać tę notkę na moim blogu bo być może którejś mamie będzie raźniej podczas porodu przez cesarskie cięcie Otóż opowiem może od początku...
Do szpitala trafiłam przeddzień cesarki (cięcie miałam planowane ze względu na moją wadę wzroku). Zaraz zrobiono mi wszelkie potrzebne badania do zabiegu (usg, grupę krwi i kilka innych podstawowych badań)... Szczerze mówiąc myślałam że jest tego dużo więcej dostałam oczywiście stertę papierków związanych z zabiegiem m.in musiałam podpisać zgodę na Cc, papierek w którym zapoznałam się z plusami i minusami wykonania cięcia i takie tam szmery bajery
Oczywiście nie dostałam kolacji gdyż cięcie miałam mieć rano. Rano wstałam, wzięłam prysznic, wypiłam troszkę wody (też była zakazana) i dzielnie czekałam na obchód. Dzielnie... Przyznam się jednak, że w głębi duszy bałam się cholernie Obchód odbył się w ekspresowym tempie... ale na zabieg czekałam nadal i wtedy już strach wziął góre. Chodziłam po korytarzu, spoglądałam w okno i pytałam pielęgniarki kiedy wkońcu będę miała zabieg... Byłam bardzo niespokojna, zresztą synek również kopał, wiercił się, wyprawiał cuda niewidy wreszcie sie doczekałam... zabieg zaczął się około 10 rano (niby i tak wcześnie ale dla mnie czekanie na poród trwało wieki). Chciałam już mieć to za sobą, chciałam wkońcu zobaczyć synka... Przed zabiegiem oczywiście założono mi cewnik (przyznam że to gorsze niż sam poród przez Cc) i wenflon no i pojechałam na sale operacyjną. Nogi miałam jak z waty, szczęka ze strachu sama dygotała na sali czekał już na mnie 2 anestezjologów i kilka pielęgniarek.. W tym ukochana położna ze szkoły rodzenia! Przy okazji - Pani Heniu dziękuje za wsparcie i dodanie otuchy!!! Dostałam znieczulenie w kręgosłup (poczułam delikatne ukłucie i gorąco które rozeszło się po całym ciele). Za pare sekund nie czułam już nóg Zaraz zawołano lekarzy i tak zaczęła się operacja... Nic nie czułam, zero bólu - poza delikatnym ciągnięciem i uciskiem na brzuch. Cały czas, na bieżąco byłam informowana co za chwilę nastąpi... no i wreszcie usłyszałam ten śliczny płacz i krzyk długo wyczekiwanego synusia!!! Popłakałam się no bo jakby inaczej po zszyciu przywieźli mnie na sale gdzie zobaczyłam męża i synka (wspaniały widok - wynagradza cały strach). Aha zapomniałabym - mąż cały czas czekał na mnie na korytarzu Jemu również dziękuje że Był ciągle przy mnie
Po operacji leżałam dobę nieruchomo ze względu na działanie znieczulenia. No a potem oczywiście pierwsze próby przystawienia synka do piersi, zcewnikowanie, pierwsze próby wstawania, pierwszy prysznic
Nie było tak strasznie, tylko te uczucie że szwy puszczą i ból pleców po znieczuleniu... he he
Drogie przyszłe Mamy cóż moge powiedzieć... Niema się czego bać rodząc przez Cesarskie cięcie. Jest i oczywiście strach i ból i wszystko co zapewne towarzyszy porodowi siłami natury ale jest znośnie i wszystko da się przeżyć... choćby dla tego małego szkrabka którego nosiłyśmy w naszych brzuszkach przez 9 miesięcy a czasem nawet i dłużej.....
Także nie bójmy się cięć, one nie są takie straszne a sama rana jest dla Nas wspomnieniem że zniosłyśmy wszystko by dać nowe życie takiemu maleństwu...
Powodzonka drogie mamy!!!