Jej.. Nie wiem dlaczego powiedziała mi, żebym to robiła. W każdym bądź razie dzięki za info, bo zapewne gdyby coś podobnego się powtórzyło robiłabym to nadal.
Od niedzieli zaczęło coś dziać się z oczkami Kuby, zaczerwienione i łzawiące. Sądziłam, że przejdzie- myliłam się, zadzwoniłam do naszej lekarki powiedziała żebym pocierała umiankiem, a jak nie pomoże to na pogotowie. Oczka, bez zmian +gorączka. Okey - jedziemy, a tam masa ludzi. Czekamy. Wchodzimy. Zapealenie spojówek oraz przeiębienie gorączka skoczyła do 39,6.
Zostajemy w szpitalu. Mąż wziął wolne na ten tydzień, aby siedział z Julką, która na szczeście czuła się dobrze :)
Małego podłączyli pod kroplówkę i zasnął :) Ładnie spał do 4 rano, ale gorączka trzymała dalej już nie taka wysoka. We wtorek wszystko się uregulowało oczki były leciutko spuchnięte, ale to pikuś w porównainiu z tym co było, gorączki nie było. W środę możemy wyjść.
A tu we wtorek wieczorem Mały przestał jeść, i zaczął wymiotować no cholercia co się dzieję? Nikt nic nie wie. I tak leżymy do piątku rano i wychodzimy. Dostaliśmy leki przeciw gorączce ( które pomagały na około godzinę ) Siostra spraginona brata, jaka radość :D
Mały znów zaczął gorączkować wieczorem - okłady pomogły - Dziękuję Wam :)
W nocy się budził z stanem podgorączkowym, ale ładnie zasnął, aż żeby nie było za dobrze przychodzi do mnie cała mokra Julka i mówi, że jej zimno, no szlak by to trafił. Podałam leki i zasnęła ale budziła się często ja siedziałam przy Julce a mąż przy Kubie.
Podumowując ten tydzień byłtragiczny eraz śpią.pięknie słonko świeci a dzieciaki chore- smutno, ale cóż zrobić. Mam nadzieję, że to już końcówka tych chorób.
Pozdrawaimy :*