Po ponad 24 godzinach znów mam kontakt ze światem znaczy internet. Cieszę się, że dało się go naprawić. Tak wczoraj myślałam tych ciężkich dniach spędzonych w szpitalu z Małym. Cieszę się bardzo, że mój mąż tak bardz mnie wspierał. Od rana do nocy siedział ze mną w szpitalu, pocieszał kiedy płakałam bojąc się, co będzie dalej z Naszym synkiem. Dopingował mnie, kiedy walczyłam o pokarm po cesarce. Nawet wmuszał we mnie jedzenie bo nie miałam apetytu. Szkoda, że teraz się to trochę zmieniło. Niby pomaga mi przy dziecku i w domu, ale jest to raczej wymuszone przeze mnie. Dziś na przykład go od rana prosiłam, żeby sprzątnął w kuchni. Nie doczekałam się. Rozumiem, że chodzi do pracy i musi się wyspać, ale kiedy ma wolne to przecież może w nocy chociaż ponosić Małego, żeby mu się odbiło. Wie, że bolą mnie plecy po znieczuleniu i jakoś nie robi to na nim wrażenia. Mam nadzieję, że za jakiś czas znów wszystko wróci do normy i będzie tak jak wcześniej.
Komentarze
(2010-11-14 20:57)
zgłoś nadużycie