Zainspirowałyście mnie wpisami nt. karmienia piersią, a zwłaszcza przymusu społecznego. Własciwie cały czas mowa w nich jest o tym, że karmienie piersią wiąże się z przykrościami fizycznymi i psychicznymi i do nas nalezy tylko decyzja czy chcemy się poświęcac dla dziecka czy nie.
Trochę się przestraszyłąm, ze dziewczyny w ciąży, które to czytają tylko powiększa swoją listę zmiartwień przedporodowych. Dlatego specjalnie dla nich chciałam powiedzieć, ze nie zawsze są problemy.
Ja też się bałam jak to będzie. Ale okazało się, ze wszystko poszło gładko.
Dziecko, pomimo, ze przystawione po raz pierwszy dopiero 10 godzin po porodzie, od razu wiedziało co robić.
Problemów z laktacją nie miałam.
Nie maiłam nigdy bolesnych, popękanych, krwawiących brodawek.
Nie miałam zastojów i nawału (jednej nocy tylko mleko wyciekło ze mnie jak szalone, i obudziłam się zalana mlekiem).
No, żeby być całkowicie uczciwa muszę przyznać, ze pod koniec drugiego miesiąca miałam kryzys laktacyjny - miałam wrażenie, ze mleko mi zanika, a dziecko przy karmieniu odstawiało szopki, ale udało się zażegnać problem - chyba pomogło wprowadzenie jednego odciągania w nocy, bo wcześniej miałam nocną przerwe czasem nawet dziesięciogodzinną i chyba to hamowało proces tworzenia mleka.
Tak więc dziewczyny - NIE MARTWCIE SIĘ NA ZAPAS!!! czasem może być naprawdę lekko i przyjemnie.