czyli od 18 pazdziernika 2007 kiedy to poznałam Tomka. Nie był żadnym moim ideałem, wkurzało mnie w nim nawet to, że tak lata za mną. Często sie kłóciliśmy, ale on zaraz dzwonił do mnie żeby wyjaśnić sprawę, albo przyjeżdżał, potrafił nawet zadzwonić do mojej mamy lub siostry (gdy nie odbierałam telefonu). Nazywał mnie ślicznotą, a kolegą mówił, że wyglądam jak modelka. Pamietam jak na naszym drugim spotkaniu powiedziałam, że ja nigdy nie wyjde za mąż, a on odpowiedział "jeszcze kiedyś Ci to przypomnę". Mówił, że go zmieniłam i teraz myśli poważnie o życiu. Chciał sie ze mna ożenić w ciągu roku. Ja miałam inne plany po pierwsze nie wiedziałam czy to ten jedyny, chociaż zależało mi na nim. Po drugie dla mnie najważniejsze były studia i praca... oraz imprezy. Nie było mowy o ślubie, a tym bardziej o dziecku - dla mnie to był temat tabu. Zawsze sobie mówiłam, że moje dziecko będzie miało wszystko, a jak na razie nie mam nic. W lutym załatwialismy wakacje w Egipcie na wrzesień. A marcu zmarł mój tata, dzień po pogrzebie Pati (moja siostra) i mama zmusiły mnie, żebym zrobiła test, który wyszedł pozytywnie. Byłam totalnie załamana, ale zaplanowaliśmy z Tomkiem slub na 23 sierpnia 2008, kupiliśmy mieszkanie, a od 17 tygodnia ciąży zamieszkaliśmy tymczasowo u jego rodziców. Nie potrafiłam zaakceptować tej ciąży, ciągle chodziłam zdołowana, wstydziłam się mojego ciała, miałam chumorki. Po jednej z kłótni z Tomkiem odwołaliśmy ślub - to był mój pomysł, zawsze sobie mówiłam, że dziecko nie będzie powodem do zawarcia związku małżeńskiego, tym bardziej, że chciałam uszanować śmierć mojego ojca. Wydaje mi się, że byłam tak oszołomiona tym natłokiem wydarzeń (śmierć taty, wpadka), że pozwoliłam innym decydować za mnie o moim życiu. Tomek zmienił sie odkąd zamieszkaliśmy razem, a po odwołaniu ślubu zmienił się jeszcze bardziej. W nocy oglądał TV, a kiedy go upominałam zgłaśniał go. Posądzałam go o zdrady bo ciągle odzywały sie do niego byłe. Nie umieliśmy dojść do porozumienia. Co noc płakałam...aż wreszcie zgodził się żeby zawieść mnie na tydzień do mojej rodziny za którą już mocno tęskniłam. Po tygodniu, 25 sierpnia oświadczył mi, że lepiej mu jest bezemnie i bedzie płacił alimenty w wysokości 400zł, sprzedamy mieszkanie. Mówił tak poważnie, że nie wiedziałam co mysleć. Z jednej strony też myślałam o takim rozwiązaniu, ale z drugiej strony marzyłam żeby stworzyć rodzine, żeby posprzątać nasze mieszkanie, umyć okna... Zostałam sama i gdyby nie wsparcie rodziny, która na wieść, że zostane dłużej ucieszyła sie.... Często wydaje mi sieże jestem dla nich ciężarem, ale nie okazują mi tego, chciałabym kupić/wynajać kawalerke, zle jak narazie jest to nie możliwe. Mam nadzieje, że Tomek jednak wróci, chociaż strasznie mnie zranił zostawiając mnie z tym samą, przecieżobiecywał, że damy rade i bedzie mnie wspierał. Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło, ja poczułam większą więź z moim synkiem, teraz to on jest dla mnie najważniejszy!