Odpoczywam sobie po pracy, jak to brzmi - dzisiaj pierwszy dzień nowej, niby nic wielkiego, kilka godzin, ale dobre i to na początek. Jakoś trzeba przezwycięzyć ten strach i wyjść do ludzi. Prawie rok nie pracowałam i właściwie niemal cały ten czas zmagałam się z depresją. Teraz jest już dobrze, zdarzają się jeszcze gorsze dni, ale komu się nie zdarzają.
Zmieniając temat jakie ja mam już stare dzieci, aż się wierzyć nie chce. Dominik za 2 tygodnie kończy 12 lat, a jak dziś pamietam taką małą bidę w za dużym pajacu i zaklejonymi ropą oczkami po naświetlaniach. Niedługo mi jakąś lale przyprowadzi i powie: Mamo to moja dziewczyna... Ach... Z Michaśki zrobiła się taka panienka, śliczna jak z obrazka, pewna siebie, rządzi wszystkim i wszystkimi. Dzisiaj śmiertelnie obraziła sie na tatę, bo jest chora i nie zaprowadził jej przedszkola: Ja nie kocham Taty. Wyskoczyła jej jakaś gula na szyi, wygląda to to na świnkę, ale nawet lekarz nie chciał wyrokować co to na pewno jest, przymusowy pobyt w domu mimo braku innych objawów i antybiotyk. Adaś za to całym sobą pokazuje jakim to jest zbuntowanym dwulatkiem, bardzo dużo mówi, bardzo dużo śpiewa i tańczy w duecie z siostrą, a ja chwilami myślę że w wariatkowie przez nich wyląduje, bo talentu muzycznego to oni za grosz nie mają.
Idę sobie poleżeć, korzystając z Michalinowej drzemki :)