25 stycznia (2dni po terminie ) o godz 10:10 przyszła na swiat nasza córeczka . 3.480kg i 57cm.Nie ma dla mnie w tej chwili wiekszego cudu :) jest cudowna! Jeśli chodzi o poród to przypuszczam ze wiele z was to zainteresuje bo mnie to interesowało przed porodem. Dokładnie o 2:59 w nocy z 24 na 25 styczen cos mnie obudziło. W pierwszym momencie nie bardzo wiedziałam co to było. Chyba mnie cos zabolało. Olałam to i spałam dalej. Po 5 minutach sytuacja sie powtorzyła ale byłam taka spiaca (połozyłam sie około 00:30 ) ze znowu to olałam. Ale gdy sytuacja po kolejnych 5 minutach sie powturzyła postanowiłam polezeć i sprawdzic. Bolał mnie dół brzucha. Teraz wiem ze to były skurcze regularne co 5minut ale wsumie nie nazwała bym tego skurczami tylko własnie dotkliwym bólem brzucha ktory z czasem coraz bardziej sie nasila. Obudziłam męża. On szybko sie ubrał potem pomógł ubrac sie mi. W trakcie skurczów mimo ze poczatkowo nie były one bardzo mocne to i tak nie byłąm w stanie sie ruszyc tylko czekałam aż minie. Kilka minut przed 4 bylismy juz w szpitalu. Skurcze były co 3 minuty i miałam rozwarcie na 3cm. Po wypełnieniu wszystkich dokumentów trafiłam na porodówke do sali nr.4. Na poczatku bylismy z męzem prawie ciagle sami, od czasu do czasu tylko jakaś połozna zagladała. Szukałam sobie wygodnych pozycji gdy bolało. A to na kolanach na materacu, a to oparta o łozko..jednak najwygodniej było mi sobie zrobić wieszak z mojego kochanego meża ktory to dzielnie znosił i wspierał. Dobrze ze nie opuszczało nas w takiej chwili poczucie humoru :) od godziny 6 do 7 podłaczona lerzałam do KTG. A w trakcie mimo ze to wszystko było w trakcie nasza córeczka zasneła wtedy pan doktor potrzasał mocno moim brzuchem na boki zeby ja obudzić. Komicznie to wygladało choc miłe nie było bo wkoncu poniewierał moim brzuchem i moim dzieckie! Ale widac tak trzeba... Po KTG stwierdzono rozwarcie na 7cm. Koło 8 zaczeło mi sie robić mokro miedzy nogami dlatego połozna dała mi wkładke zebym ja sobie trzymała miedzy nogami. szybko trzeba ja było wymienić... wody płodowe- mieszanka jakiegos płynu z krwią... ten widok zadziałał na mojego meża bo az zbladł. Mówiłam mu ze jak ma dosc to zeby wyszedł ze juz mi duzo pomógł ale twierdził ze jeszcze daje rade. Wkoncu kadegorycznie powiedziałam mu zeby wyszedł na korytarz. Od 8 zaczeły sie bóle/skurcze parte. Wtedy sie czuje ze musi sie przec ze nie da sie inaczej . I parłam poczatkowo chodzac po sali . a potem juz lerzac na lozku. Miedzy skurczami czułam sie taka zmeczona i taka spiaca ze gdyby nie to ze były one co 2-3minuty tylko np. gdyby były co 5 to napewno zdarzyła bym usnać.Meczące to. A potem znowu zaczynało bolec i parcie od nowa i znowu trzeba dac z siebie wszystko i znowu chwila przerwy i czuje sie ze sie juz nie ma ani odrobinki siły i czuje sie zmeczenie w rekach nogach...we wszystkim.Ale gdy nadchodzi skórcz znowu zbiera sie ukryte siły i daje z siebie ile moze... po 1,5godz parcia (9:30)połozne stwierdziły ze akcja porodowa sie nie rozwija tylko jest ciagle taka sama i 15min pozniej (godz9:45)podłaczono mi kroplówke ktora miała to przyspieszyć. Urodziłąm o godzinie 10:10. Ostatnie 10-15minut były najgorsze. Mała przeszła głowka ale zaklinowała sie w barkach i trzeba było naciąć. Ale tego nawet nie czułam bo w sumie nie wiedziałam juz co mnie tam boli i w tym bólu naciecie ginie. Lekarki (chyba ze 4-5) wsadziły mi tam rece i w bólu najblizsza z nich złapałam za rece i zaczełam je szarpac i z siebie wyciagac. Ona twierdziła ze na nastepny dzien bedzie mieć siniaki ale nie robiłam tego swiadomie do konca.Potem rozległ sie płacz naszej malutkiej. Mąż wpadł na sale z hukiem i stał juz koło mnie do konca. Połozono mi ja na brzuchu i przestała płakac. Moja słodka. Zabrano ja zaraz obok na chilke zeby jej oczyscic nosek i uszka ale potem znowu dano mi ja na piers. Urodziłam łozysko ktore jak moj maz opisał jest wielkosci naszej corki i wyglada jak wielka watroba, kawał miesa. Potem połozne gniotły mi brzuch zeby jak najwiecej krwi ze mnie sie wylało ale to nie było miłe i wrecz bolesne :/ a ja chciałam zeby przestały bo bolało a ja sie bałam ze przez to upuszcze mała Gosie . Szycie tez nie było miłe ale da sie wytrzymać. W sumie najgorzej wspominam ostatnie 10 minut porodu ale juz i tak dokladnie nie pamietam tego bolu i na jesien planuje starac sie o braciszka dla naszej gosi. To prawda ze gdy sie zobaczy dziecko to zapomina sie bol. Ona daje mi tyle radosci. Pierwsza dobe po pordzie nie zmruzyłam oka bo nie mogłam sie na nia napatrzec :D wreszcie ja mam , moge przytulic, pocałowac , pogłaskać :D KOCHAM MOJA MAŁA CÓRECZKE :D
Komentarze
(2009-02-06 19:33)
zgłoś nadużycie
(2009-02-06 21:23)
zgłoś nadużycie
(2009-02-07 12:03)
zgłoś nadużycie
(2009-02-07 12:56)
zgłoś nadużycie
(2009-02-07 16:41)
zgłoś nadużycie
(2009-02-07 16:57)
zgłoś nadużycie