był to mój 4 dzień w pracy; Natanek został z moją mamą;
wzięła go na ręce i poszła zdjąć z kuchenki zupkę dla Niego, on schylił się i wylał na siebie wrzątek.....
z oparzeniem II stopnia trafił do szpitala, kiedy ojciec do mnie zadzwonił i powiedział co się stało, po prostu przestałam myśleć, bez zastanowienia wybiegłam z pracy zostawiając wszystko i pojechałam do niego.... spał. wycięczony z płaczu bo z tego wszystkiego nikt nie wział mu smoczka.
Popłakałam się.... ale prawdziwe łzy przyszły na drugi dzień gdy zmieniali mu opatrunki i to zobaczyłam....
Boże takie maleństwo, przezyl tyle bólu, cierpienia:(
zamiast zasypiac w swoim lozeczku przy swoich misiach i budzic sie z usmiechem na twarzy jak zawsze , spal w obskurnym lozeczku zasypiajac z wycienczenia, spal czujnie, bal sie bo wiedzial ze zaraz przyjda obcy ludzie i beda mu robic zastrzyki, czyscic rany i zdzierac skorę....
nie potrafie opisac jak bardzo mnie to bolalo, ile mnie to wszystko kosztowalo, usypiac moje malenstwo, kiedy za sciana slychac jęki i krzyki innych biednych dzieci... a moj malutki?on nic z tego nie wiedzial,nie mial pojecia dlaczego go tak boli, dlaczego mu to robia, dlaczego siedzial w jednym brzydkim pokoju i nie mogl wyjsc za prog drzwi, dlaczego nie mogl wyjsc na spacer , tylko mogl spogladac przez okno na szare budynki...
Najbardziej bolalo mnie jak go zabierali a on przerazajaco plakal i wdrapywal sie w moje ramiona a ja musialam go oddawac:(i tak codziennie
Na szczescie dzis wrocilismy do domu, jest zadowolony, usmiechniety...jak zawsze.