On ciągnął dalej swoje kłamstwa. Tego samego dnia napisał, że odezwie się po weekendzie, bo jadą do szpitala z synem na kolejne badania. Nie wytrzymałam, ubrałam się i pojechałam do niego. Nie było go. Od razu sms, że czekam pod jego blokiem, ma 5 min żeby przyjechać. Odp w sekunde: jestem w szpitalu. To ja już biała. Żadnego dziecka nie masz złamasie!!! Dopiero będziesz miał!!! 5 min i jadę poszukać Twojej matki. Nie przyjechał tego dnia. Przyjechał kolejnego do mnie. Siedział na krześle jak więzień na przesłuchaniu ze smutną minką. Rzygać mi się chciało na niego. Chciał mi powiedzieć, ale nie wiedział jak. Powiedział jedno kłamstwo na początku i tak się stworzyły kolejne. A nie może być i opiekować się dzieckiem bo ta jego lala jest pod opieką psychiatry. Dopiero wyszła ze szpitala po kolejnej próbie samobójczej. I żebym do niej nie pisała, bo chyba nie chcę żeby się zabiła. Jest naprawdę słaba psychicznie.
Moje życie rozpadło się po raz enty na milion kawałków. Przywiózł mi 400 zł na lekarza, witaminy itp… Kontakt zerowy. Któregoś dnia nie wytrzymałam. Znowu się rozjebałam. Napisałam do niej… Co ma być to będzie… Napisałam, że jestem w ciąży a on będzie tatusiem!!!