No i na dobre się zaczęło... Byliśmy jedocześnie pełni radości i pod wrażeniem tego co nas czego... jak trudno bylo nam utrzymać język za zębami. Lekarz powiedział, żeby się nie cieszyć... wszystko jeszcze może się zdarzyć... powiedzieliśmy tylko rodzicom, bo jeśli nawet coś będzie nie tak, to będziemy potrzebować ich wsparcia. Jakiś czas potem się zaczęło... mdłości, wymioty... cierpienie ale za to jaka nagroda później... dpbrych kilka tygodni moim jedynym celem było przetrwanie (zwłaszcza w pracy)... no i biedny przyszły tata... zakupty, sprzątanie i gotowanie spadło mu na głowę a do tego szukanie czegoś co przyszła będzie mogła zjeść.