Gratulacje w koncu :):):):)
no wiec:
sroda 9.11.11 miałam wstawic sie o 8-9:00 na wywoalnie... tak tez poczyniłam .... dostałam łozko i zaczeło sie czekanie.... po 2 godzinach zjawiła sie polozna z przeprosinami ze musielismy czekac bla bla bla (mieszkajac w tym kraju juz sie do tego przyzwyczailam) zmierzyla cisnienie i powiedziala ze polozna za"chwile" podłaczy mnie pod ktg i zaczna wywolanie zelem ... polozna zawitala okolo 12:30 przedstwiajacac jak to wszytsko wyglada i zaczela zelowanie... skorcze pojawily sie juz po malej chwili po czesciowo co 20-15 min potem juz 8-9 min a po 3-4godzinach juz po 3-4 min wiec czekalismy na przyjscie poloznej ktg i zbadanie rozwarcia ... ;-/
po 19 (oczywiscie po meza interwecji) zjawila sie polozna (a walsciwie studentka) i podlaczyla pod ktg i zaaplikowala drugi żel .. czekam na to co powie na rozwarcie ... i co slysze 2 cm ;-/
myslalam ze wysla mnie do domu albo na oddzial ale okazalo sie ze potem przyszla polozna z lekarzem co by zoabczyla ktg bo bicie serduszka nie bylo stabilne (powodem tego tez bylo ze studentka sle przyloczyla ktg i co chwila urywalo ;P)
podlaczyli jeszcze raz pod ktg i decyzja wyszla ze ide na porodowke i przebija mnie wody :)
wiec poszlam na porodowke polozna chinka bardzo zabawna babeczka mowi ze przebije wody i podlaczy cos tam do glowki dziecka zeby lepiej bylo czuc puls dziecka .... bol niesamowity... i po tym sie zaczelo (ok. godzin 22-23) skorcze nie do wytrzymania placz jek bol za bolem .... poporsilam o gaz :)
pojawilam sie na innym swiecie pełnym wielkich niescislosci ;)
przychodzi anastazjolog i lekarz i jeszcze glowna polozna ze dziecko wyglada na zestreswoane i puls 170-180 i nie chcailo spadac.... jedni mowia ze dam rade a drudzy ze nie dam... wkoncu zbadanie rozwarcia prze lekarza ... i co???? zero rozwarcia???? jak to???? od razu decyzja o cesarce... dziecko parlo bardzo mocno ze az łzy leciały non stop nie dalam sie uspokoic do etgo doszly moje dreszcze cieklo ze mnie wszytsko masakra!!!! zawiezli mnie na sale ... okazalo sie ze plytki krwi byly 83 wiec moglam miec zmieczulenie miejscowe ;)
przy tych bolach nie dalam rady usiasc wiec wbijala mnie sie pani na lezaco.... po paru minutach przezulcili mnie na plecy.... uła bol zanikł ... miodzio potem mrowienie ... rozkladanie kurtyny pare szarpniec mojego ciala (bezbolesne) i pare minut pozniej nasza corcia była na siwecie 0:10 w nocy 10.11.11 :)
po tym wydarzeniu doszlismy ze do zapłdniania i chodzenia w ciąży moze jestem stworzona ale do porodow niestety nie! :P wiec jak dla mnie przygody tego typu to juz zamkniety rozdział :)
Komentarze
Wyświetlono: 11 - 15 z 15.
o ja Cie krece, nieciekawy mialas ten poröd!!!
ale mimo wszystko GRATULACJE cöreczka sliczna--> (widzialam zdj. w galerii.)
O kurdę! To dopiero mnie przestraszyłaś przed porodem! :)
Gratulacje i współczuje, nieźle się namęczyłaś ale najważniejsze że masz juz przy sobie swoje szczęście
Zuch mamusia:)
Najważniejsze,że wszystko dobrze się skończyło:)
Gratulacje ...!!!