Popieram całą Twoją wypowiedź.
Pytanie to nasunelo mi sie po przeczytaniu pytania nt. bezplodnosci kontra nawykowych poronien.
Ktora kobieta cierpi bardziej? Co jest gorsze?
A kobieta, ktora traci dziecko poprzez poronienie?
Przezyc takie cos jeden raz to koszmar, z ktorego bardzo, bardzo ciezko nieraz wyjsc. Przy okazji spoleczenstwo nie ma zbytnio zrozumienia dla kobiet, ktore traca w ten sposob swoje dzieci. O ile zaluje sie matek, ktore utracily dziecko po urodzeniu, w wyniku nieszczesliwego zbiegu okolicznosci, choroby czy wypadku to kobiety, ktore stracily nienarodzone dziecko ignoruje sie. Nie maja zbytnio prawa mowic publicznie o swoim cierpieniu, bo zbywa sie to milczeniem.
Sama mam za soba jedno poronienie. Stacilam synka w 18. tygodniu. 3 m-ce zajelo mi podnoszenie sie z ziemi i powrot niejako do zywych, ale wrocilam.
Przezyc to jeszcze raz? Niemozliwosc. Moja nastepna ciaza byla taka pelna leku. Pamietam, ze dwa razy mialam sytuacje, gdy myslalam, ze znowu mnie to spotkalo.
Raz na poczatku, gdy lekarka w szpitalu stwierdzila, ze ciaza sie nie rozwija i chciala przeprowadzic zabieg lyzeczkowania, na co sie nie zgodzilam i wyszlam na wlasne zyczenie (musialam podpisac dokument nawet, ze na swoja odpowiedzialnosc to robie) i drugi raz, gdy w 33. tygodniu podczas badania ktg polozna nie mogla znalesc bicia serduszka, jechalam wtedy do szpitala, mloda nie ruszala sie a ja myslalam, ze to juz koniec.
Cos strasznego.
Kazdy ma inna strukture psychiczna.
Zycze milego dnia Kobitki...
A czy nie jest tak, ze kazda z tych kobiet cierpi rownie silnie? Na swoj sposob?
Sa kobiety, ktore nie mogac zajsc w ciaze zaczynaja chorowac psychicznie, poniewaz dziecko, bycie w ciazy wypelnia ich cale jestestwo, wszystkie mysli kursuja w tym obszarze, wszystkie ich dzialania, caly przebieg zwiazku sa ukierunkowane na ten jeden jedyny cel - zajsc w ciaze, urodzic dziecko, stac sie matka. Takze takie kobiety autentycznie cierpia.
No oczywiste, rozwija sie w niej nowe zycie, istotka, ktora kocha w sumie od samego poczatku, a czasem dla ktorej ma milosc jeszcze w czasie, zanim ona tam zaistnieje. Ciaza, dziecko to specyficzne sprawy, bycie matka to ochranianie tego nowego istnienia. A gdy jest ono w naszym lonie to juz calkiem logiczne, ze czuje sie, ze nic i nikt nie moze nam tego zabrac. A jednak nagle dzieje sie inaczej. Cos/ktos decyduje, ze to malutkie serduszko nagle przestaje bic.
Mam znajoma, ktora stara sie o dziecko od kilku lat i przeszla w tym czasie kilka poronien. Widze, jak bardzo cierpi. Poronila takze ciaze In Vitro. Pytam sie jej, jestes mloda, czemu nie zdecydujesz sie na adopcje? Nie odpowiada i probuje dalej.
Dla jednej kobiety niemoznosc posiadania dziecka bedzie takim cierpieniem, ze woli narazic sie na wiele poronien, inna po jednym poronieniu bedzie miala taka traume, ze juz nie odwazy sie probowac.
Takie moje przemyslenia na ten temat.
Komentarze
Wyświetlono: 1 - 4 z 4.
Zgadzam się z tymi słowami.
Również się zgadzam z tym co napisałaś.
Mam koleżankę , ktora poroniła 5 razy , zawsze póżno po 12 tygodniu ciązy , ostatnim razem stracila dziecka w 24 tygodniu ciąży :/ Jej stan psychiczny to bardziej niż źle , cięzko oceniać czy lepiej w ogole nie móc zajść w ciąże czy ronic kilka razy :/
Po za tym zgadzam sie z tobą , wszystko zależy od kobiety i jej psychiki .