Ja moją Marynię musiałam urodzić w 22tc aby odeszła ode mnie [*] Żalu i pustki jaka zostaje nie da się opisać słowami. Teraz znów jestemw ciąży, obawa o dziecko nie opuszca mnie ani na chwilę, niestety te traumatyczne przeżycia położyły się piętnem na związku z partnerem, nie umiemy się cieszyć,partner ma zmienne nastroje, reaguje agresją, nie mam wsparcia w nikim i jest strasznie ciężko. Żyję nadzieją, że uda mi się donosić szczęśliwie Gabrysię, że i w moim życiu będzie wreszcie uśmiech. Mojego Aniołka nie zapomnę nigdy, jeste zawsze w moim sercu. Trzymam kciuki za Was !
Oczywiście tutył wpisu na swoje znaczenie dla mnie..
dokładnie rok temu, 01.06 dowiedziałam się od lekarza, że trzeba ciążę zakończyć.. pytam ale jak to, dlaczego? no cóż zarodek się nie rozwija, brak akcji serca..
to była najgorsza wiadomość w dzień dziecka..
skierowanie do szpitala na 05.06.. wstawiłam się.. czekałam dość długo na korytarzu.. co doprowadzało mnie do szału i miałam ochotę z tamtąd wyjść jak najszybciej !
Ale w końcu po kilku godzinach ktoś się mną zainteresował i przyjął na oddział..
Dostałam tabletki na krawienie.. i się zaczęło ok. godz. 12..
Nie uroniłam ani jednej łzy wiedziałam co mnie czeka..lekarze byli bardzo mili, przyszli zaptali się czy się stresuje, czy czegoś potrzebuje.. zadałam tylko jedno pytanie czy będzie bolało? odpowiedzieli, że nie, "będzie pani spała".
poszliśmy z lekarzami na salę, kazali się położyć na jakby fotelu ginekologicznym, pani anestezjolog była również uprzejma, dzięki jej głaskaniu mnie po głowie czułam, że jest ktoś przy mnie, że ktoś mnie wspiera i rozumie..
Gdy podali lek czułam jak oczy mi się same zamykają.. wtedy widziałam przez sen balony..balony w których latają ludzie.. widziałam tam siebie.. może moje maleńkie kilkumilimetrowe dziecko też tam było? być może.. szło do nieba..
Po wybudzeniu przewiezli mnie na sale gdzie spędziłam jeszcze kilka godzin, po czym wypisali do domu.. w domu czułam się najgorzej, źle, wewenętrzna pusta była najgorsza.. płacząc ciągle mówiłam ale dlaczego JA?!
Teraz z perspektywy czasu baardzo dziękuję Bogu, że to miało miejsce w niespełna 10tc a nie później, że maleństwo nie było rozwinięte, że nie poczułam jego ruchów, nie znałam płci.. ciągle tak myślę, że jednak Bóg wiedział co robi i tak po prostu miało być.
Wczorajszy dzień spędziłam na przemyśleniach o tamtym dniu..zamartwianiu się czy teraz jest wszystko w porządku..
Ale moje maleństwo dawało znać że ono jest ze mną, kopniaczki i ruszanie się sprawiało mi przyjemność, napewno aniołek z nieba daje mu siłe żeby być ze mną i jego tatusem, że bardzo Go/Ją kochamy
Komentarze
Wyświetlono: 1 - 4 z 4.
Malinka, ja również trzymam za Was kciuki ! żeby wszystko poszło po Waszej myśli i abyście cieszyli się sobą i potrafili ze sobą rozmawiać
Gosia, poczułam się jak bym czytała swój wpis!!! U mnie wszystko było identycznie, oprócz tabletek na krwawienie i snów. Ale tak to kropka w kropkę moje wspomnienie. Szpital, anestezjolog głaszcząca po głowie, mili lekarze którzy pytali czy się dobrze czuje, też leżałam kilka godzin i wyszłam do domu. Tak samo nie uroniłam ani jednej łzy. W domu za to to był największy koszmar. Do dziś mam w sobie to okropne uczucie, takiej wypełniającej od środka aż po brzegi pustki, ogromnej pustki i tęsknoty, oraz bezsilności.... Przy mnie cały czas był mąż, trzymał mnie za rękę, nawet leżał przy mnie na łóżku. Jego wsparcie dało mi siłę. Też przeżyłam to rok temu, tylko parę dni wcześniej-31.05.2012-wtedy był 10 tydzień 1-szy dzień, ale Dzidziuś był o tydzień młodszy. Gratulacje, że Wam się tak szybko udało, u nas ciężko:(
Kochana, 3mam mocno za Was kciuki ! nam się udało, bo lekarz szybko zdiagnozował chorobę i w 7 msc było już po niej, nie trać nadziei !!! też będziesz miała swoje ukochane dziecko zobaczysz!!!!!!! :************