W sobotę rano zrobiłam pierwszy test i nawet nie wiem czym się łudziłam. Zrobiłam go 4 dni przed spodziewaną @. Wyszedł negatywny. Jakoś wynik mnie nie ruszył, cały czas sobie powtarzam, że jest po prostu za wcześnie ;) W środę wypada termin @. Jutro robię kolejny test, jeśli nie wyjdzie szykuję się na @. Będę spokojna dopiero w czwartek(a przynajmniej tak mi się wydaje). Dzisiaj rano wstałam i pierwsze myśli jakie się pojawiły " temperatura, tak muszę zmierzyć temperaturę! Na półce mam jeszcze 3 testy, a może tak zrobić dzisiaj jeden? W końcu od zrobienia pierwszego minęły 2 dni i mogło się coś zmienić?" Wytrwałam i jestem z siebie dumna. Założyłam sobie wtorek i tak zrobię :)
Wczoraj nawet nie miałam sił o niczym myśleć. Niedzielę po prostu przespałam i nie był to jakiś objaw ciążowy tym razem :) Zmęczenie materiału :) Balowaliśmy w sobotę na andrzejkach do 3 nad ranem :) Efekt wszystkiego jest taki, że w niedzielę nie mogłam chodzić. Nabawiłam się dwóch wielkich, krwistych odcisków koło dużych palców, a moje uda był jednym wielkim i piekącym zakwasem. Nigdy jeszcze nie miałam zakwasów, które by piekły, ale widać i takie są :) Dzisiaj już jest troszkę lepiej, mój M wczoraj siedział nad moimi nogami i je masował po gorącej kąpieli. Udało się trochę kwasu odprowadzić na szczęście :)
Kolejny cel na dzisiaj? Muszę na sobotę znaleźć jakąś nową kreację pomocyyyy :) Zakończenie sezonu piłkarskiego tuż, tuż! Wszystko byłoby dobrze, gdybym mogła pójść w tej samej sukience. Ale jak na złość będzie 80% towarzystwa, które było na andrzejkach. Szafa w sukienki uboga. "Myśl durna, myśl!". Tak właśnie będę kombinować do soboty, żeby nie zwariować z tymi testami ;)