Taki pech, że dziś mają przyjść z administracji ( powinni być już dwie godziny temu)w sprawie zatkanych rur w kuchnii aże jestem sama to dziś został nam tylko balkon... Posiedziałam z nim tam troszkę, ale na wiele się to nie zdało...:(
No cóż na razie jest znośnie, bo ściągnęłam pieluchę i sika gdzie popadnie z uśmiechem na twarzy :)
Ten wpis powinien nosić tytuł : "Narzekalska" i może wiele z Was po przeczytaniu zada sobie pytanie czy ja wiedziałam na co się piszę, starając się o dziecko, że teraz postanawiam pomarudzić tak obficie. Jednak muszę przyznać, że wiedziałam, wiedziałam bardzo dobrze "z czym to się je"...tzn. teoretycznie wiedziałam. Praktyka z cudzymi dziećmi, którymi człowiek pomaga się zajmować, mało wnosi, bo dopiero Twoje dziecko daje Ci prawdziwą szkołę...czasami jest to typowa szkoła przetrwania o zawyżonym rygorze.
Moje Dziecię, kiedy przyszło na świat, postanowiło rzucić mnie na naprawdę głęboką wodę, na głębinę, głębin i tak od tego czasu pływam w tych odmętach piekielnych (mam tu na myśli doświadczenia z jakimi przyszło mi się zmierzyć, a nie życie z dzieckiem), a tak właściwie to powoli odnoszę wrażenie, że nie pływam a zaczynam tonąć.
30 lipiec 2014r. g. 9.48. Mój Syn, Nasz Owoc Miłości przychodzi na świat i postanawia od samego początku, że rozkręci w Naszym życiu niezłą imprezę, ciągnącą się w nieskończoność, po której trzeba sprzątać każdego dnia. Na powitanie zaproponował, że owinie się pępowiną, żeby Mama była bliska zawału, później stwierdził że nabierze trochę kolorków i zabawi się w żółtka z zaawansowanym wynikiem bilirubiny, później przepuklina...a jeszcze później cała reszta. Poczynając od spraw kosmetycznych czyli od mega sapki utrudniającej oddychanie i trądzik, który najchętniej zdrapałby cały, po problemy z brzuszkiem, kupkami, spaniem, a teraz jeszcze jedzeniem.
Jak prawie pokonałam przepuklinę, to postanowił wzmocnić się trądzik, pojawiło się jakieś dziwne odparzenie, z którym walczyłam wnet miesiąc!. Jak zmniejszyła się sapka, której już prawie nie słychać to problemy z kupkami wróciły. A do tego coś odwala mu z jedzeniem. Otóż raz je bez problemu jak gdyby nigdy nic. Wydoi całe 150, beknie jak trza i zadowolony, ale co raz częściej zdarza się coś takiego, że kiedy wkładam mu butelkę do buzi to zaczyna płakać jakbym podawała mu wrzątek ( woda do mleka jest podrzewana przez podgrzewacz więc zawsze wynosi 40 stopni). Mama stwirdziła, że może dziąsła i choć obie uważałyśmy, że to za wcześniej, to jednak kazałam sprawdzić mamie, czy są opuchnięte albo coś. Oczywiście tak jak myślałyśmy- nie. Najczęściej pojawia się ten problem wieczorem przy flaszeczce na noc... w konsekwencji idzie spać na głoda, co powoduje milion pobudek bo jak się nie weśpi na początku to później cała noc jest jaka jest. Zmiana butelki, smoczka z większą dziurką nic nie wniosły niestety, a ja dalej nie mam pojęcia jak rozwiązać ten problem.
Kacper od urodzenia nie należał do dzieci potrzebujących dużej ilości snu. Jego sen prócz tego, że jest nad wyraz krótki to jeszcze bardzo płytki, naprawdę sporadycznie zdarzy się, że wejdzie w sen kamienny. Choć muszę przyznać, że ostatnio unormował i wydłużył drzemki w dzień lecz w nocy nic się nie zmieniło... pobudka co godzinę, pół, co 15 min, albo co 10. Czym bliżej ranka tym częstsze pobudki... Oboje z mężem chodzimy jak zombie... Choć On i tak ma gorzej bo jeszcze później uczelnia i praca, a ja siedzę w domu i tylko sprzątam, gotuję... Budzi się najczęściej o 6, gdzie od 3 wstajemy do Niego już co 10 min. Później w okolicach 8.30/10 (w zależności kiedy wstanie) pierwsza drzemka. Trwa do godziny ( Tak, tak właśnie teraz śpi, stąd możliwość napisania bloga), później zje, pobawimy się, pobujam go w leżaczku, poleży troszkę na brzuszku i znów zapada w drzemkę ok. 13/14. Nie jest ona długa bo trwa do pół godziny, sporadycznie godzinę. Idę z nim na spacer, gdzie pośpi czasem z pół godziny, 15 min. Wracamy ok. 16.30/17 no różnie, w zależności jak się wszystko ułoży i jaka pogoda. Zjada, pobawi się i uwaga godzina 18, za dwie godziny kąpiel a Temu chce się spać, jak zaśnie to śpi godzinę, półtorej. Troszkę jedzenia przed kąpaniem i znów lulu. Z zaspianiem wieczorem nie ma problemu, ale w nocy to mogłabym się równie dobrze nie kłaść spać. Ostatnio przetrzymaliśmy Go bez tej ostatniej najdłuższej drzemki. Płakał niesamowicie, nie schodził z rąk, zasypiał już w każdej pozycji, ale w nocy nic to nie dało. NIC. Próbowaliśmy skrócić tę drzemkę ostatnią do tylko pół godziny, ale i to na nic się nie zdało...
Powiedzcie mi proszę, że to minie wkrótce bo mam dość... Może jakieś rady do moich problemów ?
Padająca na ryj, błagająca o wsparcie Matka Polka.
Komentarze
Wyświetlono: 11 - 18 z 18.
Oj, współczuję, miałam podobnie, bardzo podobnie z pierwszą corcią, była masakra, armagedon, brak snu, ogromne problemu z kupką, banie się każdego, marudzenie i płacz i tak ciągle i ciągle, albo wiszenie na piersi - na przemian. A do tego brak snu. Drzeki 10-15 minutowe, albo nawet 5cio i tak kilka za dniach i tylko na rękch albo kolanacha, sama nie, nigdy. Tylko w nocy lepiej spała. no do czasu, bo od 8miesiaca do 13ego wstawała wlasnie tak co pół godziny-godzinę zawsze. I było dużo jescze różnego typu ekscesów, nie sposób opisac wszystkich tamtych historii..
I co? Wiekszośc unormowała się od 4miesiaca, było z czasem coraz lepiej, zaczęła regularniej jeśc i spac, no oprócz bania się obcych - bo to się znacznie nasiliło.
Oj dlugo nie mogłam normalnie się umyc, zrobic czy zjeśc posiłek, wyjsc do kogoś, odpocząc.
Ale właśnie od tego 4miesiaca przynajmniej mniej płakała, byla radośniejsza, fajniesza :)
A do tego przez ten cały czas miałam ogromne poczucie winy, że przecież chciałam, marzyłam, a teraz narzekam, a płacze, a dlaczego? Przecież powinnam, musze się cieszyc.. jestem beznadziejna w takim układzie.
Co do nocnej butelki, to miałam tylko takie pomysły, jak dziewczyny.. A i ja spałam w tamtym czasie z moją córcią, mi to nei przeszkadza, a nawet to lubię ;)
Nic Ci nie poradzę, pożyczę dużo spokoju i siły, tylko oddaj wkrotce ;) No i tego, żeby u was wcześniej niż później się poprawiło, uregulowało.
No, przeczytałam dziś do końca :) O "wrzątku w butelce" już pisałam, więc teraz reszta - spanie w nocy. Wstawałam (sama bo tatuś wojtka uznał, że to tylko babskie zajęcie) do wojtka jakieś 16 razy w nocy zanim skończył 2,5 miesiąca. Dopiero wtedy wszystko zaczęło się normować. Potem calutki miesiąc przesypiał 8 h w nocy a teraz od miesiąca wstaje trzy razy.... Jak widać zlaeży to od dziecka ale unormowanie przychodzi zawsze. Myślę że u ciebie jeszcze troszku i będzie :) Co do spania z rodzicami. Ja jak już wojtek ryczy o jedzenie koło 7-8 rano to go zabieram do siebie i jeszcze drzymam karmiąc go, potem albo usypia obok i śpi z godzinkę albo bawi się sam albo ryczy jak obdzierany (piski, krzyki) bo chce już się bawić i wstawac :) Beze mnie zaśnie spokojnie, więc nie przyzwyczaił się, że mama musi być obok. Co do prób unormowania rytmu dnia dziecka - ohahhahaha jak ci się wydaje że ci się to uda :P Mnie też się wydawało :D I przegrałam. Wojtek daje sam znać czy aktualnie chce iść na drzemkę czy ma ochotę jeść czy chce się bawić i ja tego słucham bez zająknięcia (choć czasem w nerwach jak coś akurat robie a ten krzyczy o uwagę :P) Wynik taki, że w wieku 4,5 miesiaca je butelkę co 2,5 h, śpi co 3 h (drzemka od 30 min do godziny) i idzie spać dopiero o 23-24. Wcześniej nie zaśnie twardo. Za to rozpoczyna dzień o 9 rano. Powiem tak, trochę mozna nagiąć przyzwyczajenia ale najlepsze to iść z prądem... ureguluje się. I tak cię podziwiam, bo ja byłam tak wykonczona, że jak wojtek miał krótkie drzemki to ledwo się umyłam, zjadłam coś, poprałam i poprasowałam oraz odkurzacz w rękę i żadne spacerki czy gotowanie nie było już w planie :D Uciekałam w sen kiedy mogłam. Może jest ktoś to by wziął Kacpra na spacerek co drugi dzien zamiast ciebie a ty się prześpij? Dla mnie najgorszą rzeczą przez te 2 miesiące to był właśnie brak snu. jak człowiek w końcu śpi więcej niż 2-3 h na dobę to wiele problemów udaje się rozwiązać i cierpliwość inna :)
Tzn. ja nie reguluję mu drzemek izaboo, sam już wypracował sobie pewien system i póki co się ich trzyma po prostu...
Ty dałaś radę, iele innych mam dało, to ja nie dam rady?:)
Tylko to zmęczenie, brak snu, tak jak piszesz... cierpliwość wtedy ulega zmianie :)
Co do tych drzemek to chodziło mi o tej próbie przeciągnięcia :P Też próbowałam i efekt był taki sam - wrzask, irytacja i nieprzespana noc. To jest tak, że jak matka spokojna to i dziecko się robi spokojne dlatego doradzam ci oddanie np babci czy siostrze Kacpra na spacer co pare dni a ty wtedy nie żadne sprzątanko, pranko czy inne s...anko a spanko :) naprawdę duuuuuuuużo się zmienia jak człowiek wyśpi się. Kawa nie zadziała, drzemka 15 minutowa też nie. Ja zaczęłam gromadzić wspomnienia i w ogóle żyć i czuć coś dobrego do Wojtka a nie tylko złość i irytację oraz bezradność dopiero jak moja mama zaczęła go zabierać na 3 godzinne spacery a ja wtedy padałam na twarz. Z tym, że ja nie miałam żadnej pomocy ze strony ojca Wojtka dlatego na pomoc przyszła mama. Ale z tego co piszesz twój mąż jest również wykonczony i mocno zajęty więc i jego emocje przechodzą na dziecko. Wołaj mamę, odżyj i zaraz wszystko zacznie się układać samo :P
miałam podobnie jak ty Maciek potrafił nie spać całe noce darł się jak by go obdzierali ze skóry teraz przeypia nam całe noce do 3 tygodni ale musi mieć włączoną lapke przy łóżeczku ,
Fajnie, że u Ciebie się to jednak skończyło. Bo u mnie to trwa, trwa i trwa...
I na lampkę też bym się nie zgodziła, podobnie jak na spanie z nami. Już wolę obecną niewygodę i nie wyspanie :)