to już rok:):):)
Komentarze: 2Dokładnie rok temu 6 grudnia zobaczyłam na teście dwie kreseczki.... a teraz moja córeczka już sama próbuje siadać...cały czas trzeba ja trzymać w pozycji... Czytaj dalej »
Tak sobie czytam Wasze wpisy o porodach i zaczęłam wspominać z mężem swój poród... a było to tak : był 15 lipiec i rano tak koło 6 jak zwykle wstałam zrobić mężowi kanapki do pracy. Poszłam do ubikacji i zauważyłam że odszedł mi czop śluzowy. Tzn wtedy nie byłam tego pewna. Odrazu dosiadłam do internetu żeby poszukać jak najwięcej informacji na ten temat..Miałam przeczucie że to się chyba szybko zacznie:) Byłam bardzo przejęta , ale i trochę wystraszona...Poszłam sobie do mamy i na zakupy. Po drodze spotkałam koleżankę która ma za sobą 3 porody. Opowiedziałam co się stało i jej stwierdzenie było takie : Dzisiaj pojedziesz. Ale oprocz tego nic na to nie wskazywało. Poszłam do domu , zrobiłam mężowi obiad i usiadłam do komputera. I pamiętam że coś mi spadło na podłoge, chyba pilot. Schyliłam się po niego i w tym momencie odeszły mi wody...Pół pokoju zalane, ja nie wiem co robić. Czy wycierać podłogę czy zająć się sobą. Na szczęście mój mąż akurat wracał z pracy. Ja zdążyłam jeszcze się umyć i pościelić mojej córci łóżeczko. Po godzinie 15 pojechaliśmy do szpitala. Pierwsze skórcze poczułam już w taksówce..ale nie były jeszcze bardzo bolesne...pomyslałam sobie że mogłoby byc tak już do końca.. Na izbie przyjęć położna spisała co potrzeba, kazała mi sie przebrać w koszulę , posłuchała tętna dziecka i zaprowadziła nas na porodówkę.. przyszła pani doktór i podczas badania wyleciała ze nie druga, tak samo wielka , ilośc włód płodowych i ochlapała spodnie pani doktor...:) Rozwarcie miałam na 3 palce. Podali mi oksytocynę i od razu miałam powiedziane że do 18 na pewno nie urodzę.. Co chwilę badali mi tętno dziecka i zauważyłam że z każdym badanie orzykładały stetoskop coraz niżej :) Za niedługo zaczęły się te okropne bolesne skórcze....oj baaaarszo bolesne...krzyczałam jak nienormalna...nie wiedziałam że potrafię taki głos z siebie wydobyć:) mój A w niektórych momentach nie mógł powstrzymać śmiechu...poskakałam trochę na piłce, a także przy każdym skórczu położna kazała mi kucać i przeć..i w tym momecie gdzieś wyszła..przez ok pół godziny byliśmy z mężem sami na porodówce...gdy tak kucałam przy każdym skórczu to bałam się żebym czasem na tą podłogę nie urodziła... no i zaczęły się bóle parte..kazałam mężowi zawołać położna...dostałam głupiego jasia..zbadała mi rozwarcie - 10 palców...rodzimy...no i zaczęłam przeć ..mój mąż bardzo mnie wspierał.. podtrzymywał mi głowe...trzymał za rękę... W pewnym momencie cofnęły mi sie skórcze, tzn położna powiedziała że sama psychicznie je sobie zablokowałam...położne próbowały wypchnąć małą naciskając mi na brzuch, ponieważ było juz widać główkę i musiałam szybo urodzić żeby mała sie nie udusiła ale chyba nie miały tyle siły... dopiero przyszedł lekarz który był baaardzo potężny i przy kolejnym skórczu gdu mi nacisnął na brzuch tak malutka wyszła odrazu. Aja poczułam wielką ulgę.... że ma to już za sobą i że moja córcia jest już z nami... mąż przeciął pępowinę i poszedł porobić malej parę zdjęć..oczywiście przed tym położyli mi ją na brzuchu...to było cudowne uczucie...a ja smiałam się i płakałam ze szczęścia:) miałam tylko jeden szew kosmetyczny a szyjce macicy...na szczęscie nie nacinali mnie ani nie popękałam sama...ale powiedziałam wszystkim na porodówce że dla tego maleństwa warto było siętyle meczyc...ponad 7 godzin... U nas w szpitalu jest tak że zaraz po porodzie zabierają dziecko a kobieta ma dwie godziny na odpoczynek..ale ja już po godzinie nie mogłam wyleżeć bo chciałam mieć juz małą przy sobie...ale niestety taki wymóg...ale po dwóch godzinach przyszła położna pomogła mi wstać...poszłam i sama wzięłam prysznic,przebrałam sie w czysta koszulę i brałam się już za wzięcie mojej torby z wyprawką.Położna się ze mnie śmiała że jeszcze za wcześnie na dźwiganie...Zaprowadziła mnie na oddział i po chwili dostałam malutką...pierwsze karmienie...ahhh jakie to było cudowne uczucie:) nie do opisania.. I taki właśnie był mój poród.... przez pierwsze kilka tygodni , gdy miałam w pamięci ten okropny ból twierdziłam że nigdy więcej żadnych dzieci,a raczej żadnych porodów....ale teraz gdy juz prawie 5 miesięcy minęło to myślę że jednak chciałabym mieć jeszcze jedno dziecko...może nie teraz ale za jakiś czas na pewno:) Moj córcia daje mi tyle szczęści, co jest nie do opisania...Każdy jej usmiech, dotyk, postępy jakie z dnia na dzień robi...to jest cudowne:) Troszkę się rozpisałam...mam nadzieję że nie zanudzi Was ten wpis:) pozdrawiam:)
Dokładnie rok temu 6 grudnia zobaczyłam na teście dwie kreseczki.... a teraz moja córeczka już sama próbuje siadać...cały czas trzeba ja trzymać w pozycji... Czytaj dalej »
15 lipca 2009r wydałam na świat moją małą księżniczkę a tu już minęły 4 miesiące. W wielkim bólu rodziłam moją... Czytaj dalej »
Niestety bardzo rzadko zaglądam na tą stronkę bo prawie cały czas poświęcam Vanesce:) moja córcia rośnie jak na drożdżach, już tak dużo... Czytaj dalej »
|
i zadaj pierwsze pytanie!