och ile my musimy przejść....
ja jeszcze nie zdążyłam opisać swoich zmagań :)
Właśnie przeczytałam opis porodu Kasi i pomyślałam że też może streszcze moje zmagania:)))Zacznę od tego że bałam się strasznie że urodzę w hipermarkecie albo innym dziwnym miejscu ,ale na szczęście tak się nie stało:)Tak więc tydzień przed terminem poroduw piątek,odesłałam męża na nockę do pracy i ułożyłam się z miską borówek (moje ukochane w ciąży:))na kanapie,po zjedzeniu wstałam do ubikacji a tu krew na bieliżnie,zrobiło mi się gorąco,zadzwoniłam do mojej mamy co robić,ona w szoku:) przyszła i debatowaliśmy czy jechać do szpitala czy nie,w między czasie zadzwoniłam do męża że może coś się zaczyna,a on mówi że mu się telefonrozładowuje,cudnie.A więc doszłiśmy z mamą do wniosku że lepiej pojecha i sprawdzić co i jak,tak więc pojechałam z rodzicami na izbę przyjęć, tak badanie i ktg,rozwarcie na 1 palec i skurcze minimalne,więc ja zadowolona chcę wracać a położna że zostajemy,bo może się zacząć za tydzień i za godzine.Tak więc przyjeli mnie na patologie i przyszła lekarka ,po zbadaniu mnie mówi że idę na porodówkę,masakra co ja wtedy czułam z jednej strony szczęście z jednej strach.I tak po nocy spędzonej na porodówce(nic się nie działo),zesłali mnie z powrotem na patologie.I zaczeły się skurcze,na początku słabe ,ale z upływem dnia coraz mocniejsze,powiedziałam o tym położnej,zrobiła mi ktg i nic nie wychodziło,więc sobie myślę jak to nie są skurcze,to strach pomyśleć jak już będą i tak mineła sobota.W niedzielę rano już mi nie było do śmiechu,bolao jak cholera i znowu ktg i znowy słabe skurcze,więc już się wkurzyłam ,że skoro to nie skurcze to niech dadzą mi coś przeciwbólowego bo zwariuje.Więc łaskawie wysłali mnie na porodówkę, bo tam dokładniejsze ktg,więc o 14 w bólach poszłam z mężem na porodówkę,moj kochani rodzice odprowadzili mnie i czekać mieli w domu.A na porodówce,jak poznałam położna wielka ulga,kochana kobieta,zbadała mnie i powiedziałą że rodzę,szyjka ładnie złagodzona i wszystko gotowe do porodu,Jezu jaka ulga,myślałam że znowu mi powiedzą że symuluje skurcze.I zaczeło się coraz mocniejsze skurcze (a już myślałam że gorzej nie będzie:)),przebijanie wód,myślałam że umieram,też pociłam się jak świnka:).Mówię do męża że już nie wytrzymam a on że już tyle wytrzymałam to dam radę:)i tak po 2 dodzinach od trafienia na porodówkę urodziłam moją kochaną córeczkę,owinięta 2 razy wokół szyji pępowiną i rodzącą się jak super men z rączką do przodu:)Jak mi ją położyli na brzuchu to była taka cieplutka i zrobiła na mnie kupkę:)a potem dostałam jakiś magiczny zastrzyk i odleciałam>Po przyjeżdzie na salę przyszłą moja mama ,tata i siostra wszyscy maksymalnie wzruszeni,bo po doświadzczeniach mojej siostry ,strach był ogromny,na szczęście wszystko było dobrze i dla mojej córeczki mogłabym to znosić codziennie:))))Liliana Maria ur.15 sierpnia2010:)
och ile my musimy przejść....
ja jeszcze nie zdążyłam opisać swoich zmagań :)
Hehee urodziłaś dokładnie miesiąc po mnie,mój Nicolas jest z 15 lipca 2010.
Cudowne uczucie jak maluszka kładą na piersi
ha ha ha ale Ci mała powitanie zrobiła!!! Ha ha ha nie mogę się opanować ze śmiechu :D
|
i zadaj pierwsze pytanie!