Mija wlaśnie 37 tygodni ciąży,
patrzę wstecz i nie dowierzam, jak szybko to zleciało, nie zdążyłam chyba nacieszyć się odpowiednio stanem błogosławionym,
wkrótce zoabczę swoje dziecko, przytule je po raz pierwszy...
Przy okazji chciałabym dodać otuchy wszystkim mamom leżącym i zagrożonym, nie bylo tak źle, 6 tygodni oszczędzania się i leżenia minęło nawet szybko, stres był ogromny na samym początku, kiedy ryzyko było największe, ale teraz z perspektywy czasu widzę, że tak naprawdę tylko początki byłyu ciężkie i łzawe, teraz już nie muszę tak uważać, teraz mogę oddychać spokojnie (i głeboko, bo brzuch się obniżył), a jednak mimo to chętnie poleguję, nie traktując tego jako karę, tylko relaks :)
Gdyby nie gabaryty, to chętnie bym poszalała, ale pomalutku odgruzowywuję mieszkanie i przygotowywuje je na przyjście na świat nowego członka rodziny (członkini).
Staram się cieszyć każdym dniem, każdą chwilą spokoju, teraz doceniam swoją samotność, która w kryzysowych momentac pogrążała mnie w czarnych myślach, cieszę się względnie przespanymi nocami - wiadomo jak to jest na ostataniej prostej.
Często myślę, jak za chwilkę będzie wyglądało moje życie, jak sobie poradzę, ale jestem pełna nadzie i dobrych myśli :)