Gratulacje
Tydzień po terminie stawilam się w szpitalu na wywołanie. Miałam serię badań. Wg usg dziecko 3800 i rozwarcie 1.5cm. Decyzja ze będzie zakładany balon. Przyjęcie na patologie. Mąż ze mną cały dzień. Ale było takie zamieszanie ze balon założyli dopiero nast. dnia. Fachowo nazywa sie to preindukcja, aby zwiększyć rozwarcie plus kroplówka z oxy. Balon wcale nie boli. Jedynie wypełnianie go solą fizj. Po założeniu czuje się mega rozpieranie w podbrzuszu. Od razu ktg po założeniu i wyszły mi mega skurcze porodowe. Bolało ale się wyciszylo. I tak do soboty - wtedy po dobie noszenia ściągnęli balon. Nie bolało. Zrobił rozwarcie do 3.5cm :) obudziła się we mnie nadzieja, że może urodzę sama z siebie bez oxy, bo bałam się starsznie oxy . Po zdjęciu balona znowu ktg i skurcze regularne porodowe, ale co śmieszne nie czułam ich wcale. Mąż zniecierpliwiony już był bo 3 dzień w szpitalu i nic. Poszłam upomnieć sie o kroplówkę, a lekarz mnie zbył - stwierdził że chyba zaczekamy do pon (pewnie w weekend nie chciało mu się). Jak ja to usłyszałam to dostałam nerwa. Wyslalam męża do domu, żeby na darmo nie czekał, skoro nici z wywołania. Ręce mi opadły. I właśnie wtedy w okolicach 14 dostałam pierwszych dziwnych bólów...
Na porodowke poszłam o własnych siłach, a bagaż jechał na wózku; trafiłam tam po 17, a skurcze były co ok 5 a nawet 3 minuty bolało oj tak ale do wytrzymania. Zbadał mnie lekarz mówi 6 cm rozwarcia. Ja szok. Szybko lewatywa na moja prośbę. Badania z krwi do zzo. Wdychanie gazu rozwes. Czułam się po jak najarana, zajebiste uczucie. Zadzwoniłam po męża rodziliśmy razem przez tel. Potem zadzwoniła jeszcze ciotka chwilę z nią gadalam. Pamiętam że mega się śmiałam i miałam świetny nastrój. Czułam podekscytowanie. Właśnie to był taki fajny czaś ze jeszcze do przeżycia był ten ból. O 19 zmiana położnych jejku trafiła mi się cudowną kobieta!!! Od razu poleciła ciepły prysznic ale mi było tam dobrze !!! Dojechał mąż było po 19. Pomału musiałam wyjść spod wody i co ciekawe do końca porodu zostałam już w samym staniku było mi mega wygodnie . Mąż bardzo mnie wspierał odkąd przyjechał. Podawał wodę, trzymał za rękę.już było 8cm. O zzo mogłam pomarzyć już było za pozno. Za szybko poszła akcja. Ale moje skurcze były za słabe do parcia i padła decyzja o oxy na sam koniec i tak do pełnego rozwarcia i parcie na oxy. Bóle nieporównywalnie większe niż moje z natury ale pozwoliło to na szybki koniec. Parcie było bardzo bardzo ciezkie, bo dziecko duże 4 kg i 54 cm a ja już brak sił... Oxy masakra no i wtedy nadszedł kryzys chciałam się poddać wyjść uciec nie wiem wyrwać ts kroplówkę z reki, błagać o cc. Ale położna mnie motywowała, mąż wspierał został do końca!!!! przecinał pępowine nawet!!! i kilka parcie i nacięcie i mała wyskoczyla, dali mi ja na brzuch to było cudowne:) byłam w szoku jaka duża i czarniusieńka główka i choć nie płakałam to czułam się cudownie. Te parcia były najgorsze bardzo bolesne rozsadzajace. Ale dziś już nie pamiętam:)tylko teraz musze nazbierac sił, by móc cieszyć się opieką nad nią :)