Mdłości powoli mijają, piersi też niej bolą... Teoretycznie powinnam tryskać humorem. A praktycznie? Praktycznie to nic mi się nie chce... Jestem jakaś taka rozmemłana.
Odebrałam wyniki posiewu... Przypałętała się przeklęta E.coli. Bajka poprostu. Dostałam ohydny, paskudny antybiotyk. Teraz czekam na wyniki cytologii. Już 2 tygodnie. Trwa to wieki... Zanim zaszłam w ciążę jakoś tak mi się nie spieszyło... A co jak wyjdzie coś nie tak?
Jeszcze miesiąc... Miesiąc i idę na L4. Dziewczyna na zastępstwo już jest, radzi sobie całkiem dobrze, to po co ja tam?