Chyba w kazdym zwiazku pojawil sie taki kryzys po pojawieniu sie dziecka, my bylismy mega- pozytywnie nastawieni a potem i tak zaczely sie dziac dziwne rzeczy, ale chyba to juz tez za nami...chociaz zwiazek to i tak jest sinusoida i chyba tak musi byc;)
Niedawno minął rok od kiedy tu z Wami jestem tak "na stałe". Wtedy byłam na samym początku drogi macierzyństwa. Jeszcze nieświadoma radości i trudów, które na mnie czekają. Dziś już występuję jako mamuśka w pełnej krasie. Rola matki wzbogaciła moje życie o wiele doświadczeń. Niosę teraz na swych barkach wielką odpowiedzialność za drugiego człowieka. Czasem jestem zmęczona i powiem szczerze, bywają momenty kiedy wymiękam, kiedy myślę "Nie dam rady", ale uśmiech córki odpycha wszystkie złe emocje w zapomnienie. Pierwszy raz w życiu doznaję tego rodzaju miłości. Tej niezniszczalnej, nie do zdarcia.
Nie planowałam zacząć dorosłego życia tak wcześnie. Jeszcze niedawno balowałam na domówkach i nie myślałam o jutrze. Żyłam chwilą, "Co będzie to będzie". Rzeczywistość "kazała" mi dorosnąć. Dzisiaj, patrząc w te cudne, wielkie oczy wpatrzone we mnie nie wyobrażam sobie by coś mogło być inaczej.
A co u mnie i u J.? Różnie. Ale chyba lepiej niż było. Zaczęłam chodzić do psychologa w nadziei, że pomoże, coś zaradzi. Ostatnia deska ratunku, kiedy powoli przestawałam wierzyć, mieć nadzieję... Chyba pomogło. Zanikły intensywne niegdyś kłótnie, oczywiście czasem zdarzą się sprzeczki, ale to chyba normalne? Martwi mnie jednak zanik czułości, mniej poświęcamy sobie czasu. Obyśmy jakoś to szybko rozwiązali. Nie jest dobrze, ale nie ma tragedii. Musimy od nowa poznać siebie. Czas zweryfikuje jak bardzo nasze starania były owocne. Przetrwaliśmy już tyle, że głupotą byłoby tak nagle odpuścić.
Dziękuję Wam za ten rok. Za odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Za to, że jesteście. Dziękuję.