22 lutego przez cały dzień męczyły mnie dziwne nieregularne skurcze.. Uciążliwe były więc wiedziałam ze to już nie długo.. Wieczorem koło 21 stały się silniejsze.. ale dalej nieregularne więc myślalam ze ustapią :) Ale po 23 zaczeły się juz regularne coraz bardziej się denerwowałam i bałam a zarazem chciałam mieć już wszystko za sobą.. Tak więc najpierw były co 15 min.. potem co 13,10,7,5.. W sumie sama nie wiedziałam kiedy mam jechać więc poszłam wziąść prysznic, zjadlam, dopakowałam rzeczy i myśle że już moge jechac.. Mój A zadz po taxi no i pojechalismy.. w taxi miałam już co 3 min.. Na IP zbadała mnie miałam nadal 2cm rozwarcia i wyjechała że mogłam jeszcze nie przyjezdzac.. No ale położyli mnie na porodówce koło pierwszej.. I tak leżałam pod ktg cała noc skurcze bardzo bolały strasznie promieniowaly do krzyza, ale były za słabe bym mogła urodzic.. Dali mi w nocy jakis zastrzyk w krzyż na nasilenie skurczy ale nic nie dał było tak samo.. więc cała noc się męczyłam nie spałam nic bo co oczy mi sie zamkneły to skurcz łapał.. Rano przyszła położna sprawdzic czy coś ruszyło.. nic.. wiec znow zastrzyk w krzyz.. powiedziała że jak znow nie pomoże to kroplowke z oksy mi dadza a jak nic nie ruszy to bd musiala miec cc ale do tego daleka droga.. nic sie nie dzialo.. wiec o 13 podali mi najpierw glukoze z wit a zaraz po tym podlaczyli kroplowke z oksy.. Pól h i sie zaczeła jazda.. Az takiego bolu to sie nie spodziewałam.. o 14.30 jakos miałam juz 6cm, kazały mi chodzic.. tak wiec chodziłam po tej sali ledwo ledwo.. a na skurczach to myslalam ze nie ustoje a o kroku to nawet myslec nie moglam.. jakas godz pozniej wkoncu przyszła polozna i powiedziala ze juz mozemy zaczynac ze juz na 10cm.. Wiec mysłalam ze juzz bd z gorki.. ale nie.. Parte tez były straszne.. po kilku juz bylam taka wykonczona ze nie mialam siły nawet trzymac butelki z woda gdzie duzo jej nie bylo i sie napic musialy mi pomoc.. Ale cieszyłam sie bo wiedzialam ze jeszcze troche i zobacze moja niusie i ze bd juz po wszystkim.. Wkoncu stwierdzili ze musza rozciac i rozcieli na niezbyt silnym skurczu wiec wszystko poczułam na zywca az ssie wydarłam i o 16.47 urodziłam i już nic mnie nie interesowało, nawet o zmeczeniu zapomniałam.. Chwila moment i lozysko urodzilam.. a na koncu lekarz przyszedl mnie zaszyc.. Byłam taka szczesliwa i zadowolona :):) I dumna że dałam rade :) A w mojej niusi zakochana po same uszy ;*
Komentarze
(2011-03-18 23:15)
zgłoś nadużycie
(2011-03-18 23:16)
zgłoś nadużycie
(2011-03-19 08:12)
zgłoś nadużycie
(2011-03-19 11:14)
zgłoś nadużycie