współczuje :/
W środę 26 września o godz. 20.00 poczułam pierwszy skurcz. Poczekałam jeszcze godzinkę po czym wzięłam kąpiel, ogoliłam się i powolutku wrz z mężem zawitaliśmy na porodówce. Skurcze miałam co 8 minut a rozwarcie jak się okazało na opuszek palca… Mąż wrócił do domu, ja trafiłam na salę przedporodową, gdzie całą noc męczyłam się ze skurczami a rozwarcie nie postępowało. W czwartek rano skurcze co 5-6 minut – rozwarcie na 2-3 cm… Cały dzień tak chodziłam, co kilka godzin bolesne badanie rozwarcia, KTG, i w koło to samo. Poród nie postępował. Doktorzy zastanawiali się czy dać Oksytocynę czy nie… Nadszedł wieczór, mąż pojechał do domu a ja dalej męczyłam się ze skurczami. O 22.20 z czwartku na piątek odeszły mi wody, zadzwoniłam po męża – okazało się, że rozwarcie jet na 4 cm… Rozpłakałam się, dopadła mnie histeria i panika. USG wykazało, że dziecko nie jest okręcone pępowiną, ale ustawiło się twarzyczką zamiast potylicą. W piątek rano skurcze co 4 minuty – zawieźli mnie na salę porodową, gdzie rozwarcie dalej na 4cm… Przyszedł doktor, zlecił kroplówkę z Oksy o 9.15 i miało już pójść gładko… Niby dostałam silniejszych skurczy, ale rozwarcie tylko na 5-6 cm… Męczyłam się ze skurczami do 13.30, rozwarcie miałam na 7 cm i zaczęłam mieć silne ruchy parte. Przeć oczywiście nie mogłam, gdyż macica mogła ulec uszkodzeniu. Na Sali zjawił się wtedy ordynator, zbadał mnie i rzekł : „CESARKA, wyjścia już nie ma”. W 5 minut byłam zacewnikowana, podpisałam jakieś papiery, wypełniłam ankietę i już byłam na bloku. Kiedy anestezjolog podał znieczulenie wreszcie poczułam ulgę, ból zniknął, ja się uspokoiłam, mój próg bólu został przez te 38 godzin poważnie nadszarpnięty.
I tak oto po 38 godzinach porodu SN, o godz. 14.00 pojawił się na świecie Filip. W pełnej okazałości zobaczyłam go dopiero po 19.00 bo byłam wyczerpana i niezdolna do tego by powierzyć mi dziecko choćby na minutę…
Dziś jestem pewna, że to moje pierwsze i ostatnie dziecko, takiej gehenny nie wyobrażałam sobie w najgorszych koszmarach…
Tekst trochę suchy, ale w moim porodzie nie było nic pięknego ani wzruszającego… Pamiętam tylko okropny ból, bezsilność i zrezygnowanie…
Komentarze
Wyświetlono: 1 - 7 z 7.
Bidulka:-) mam nadzieję, że mnie takie piekło ominie
masakra... wspołczuję :(
no ja cię rozumiem miałam podobnie, ale jedynie 24 godziny, nie 38. Nie wiem jak wytrzymałaś tak długo. Moim zdaniem powinni ci prędzej dać oksytocynę i szybciej zrobić cesarkę.
wow... brak slów;/ jedne kobiety rodza w 2h a inne....straszne to wszystko
Moja droga, Ty o dopiero zasługujesz na miano dzielnej bohaterki!!! U mnie cesarka była pewna i ja przeżyłam jedynie 3 tygodnie strachu o płucka mojego malucha a Ty tyle godzin w bólach:( Sedecznie Ci współczuje, Gratuluję synka i pozostaję w nadziei, że Twój Maluch z czasem ukoi ból wspomnień i czeka Cię już sama radość. Życzymy Wszystkiego najlepszego kochani i dziękujemy za okazane nam wsparcie.
ja piernicze, strasznie wspolczuje, faktycznie koszmar. ja sie meczylam 4godziny i rozwarcie bylo na jeden palec, wiec dali oksytocyne i po 44minutach urodzilam.