W piątek wróciliśmy ze szpitala...a żeby się zam znaleźć wystarczyło pół sekundy patrzenia w inną stronę i z pozoru niewinna gałązka z żywopłotu w buzi mojego synka.Wymioty, nieżyt żołądka, płacz i kroplówki - nie chcę tego opisywać, bo szczęśliwa jestem, że szybko udało się zażegnać problem. Zastanawiam się tylko jak wiele jeszcze mnie takich chwil czeka w życiu mojego dziecka...Kiedy umarł mój pierwszy synek myślałam, że nic gorszego już do mnie nie przyjdzie, a kiedy drugi urodził się zdrowy myślałam (i nadal myślę), że mam ogromne szczęście.Jednak dopiero teraz uświadomiłam sobie jak bardzo to szczęście przemieszane będzie ze strachem.Dotarło to do mnie podczas prostego szpitalnego zabiegu, który mój synek zniósł z wielkim trudem kiedy widziałam bezbrzeżne zdumienie w jego zapłakanych oczkach.Zdumienie, że mama pozwala komuś sprawiać mu ból, że nie zabierze go daleko, mie przegoni tych okropnych ludzi...Myślałam, że nic nie może równać się z utratą dziecka jednak myliłam się...równie ciężko jest patrzeć na jego ból nawet jeśli się wie, że jest tylko tymczasowy. I tak najpiękniejszym prezentem na mój pierwszy Dzień Matki była...kupa.Pierwszy znak, że jelita mojego synka pracują prawidłowo, co było ściśle związane z naszym powrotem do domu.Pożegnaliśmy już szpitalne korytarze ale jednak jakiś strach we mnie pozostał.Gdzieś w tyle głowy kołacze mi się myśl, że nie będę w stanie uchronić mojego maleństwa przed każdym bólem.Uważam teraz na niego jeszcze bardziej niż zwykle ale przecież kiedyś wyjdzie z domu bez mamusi...a ja nie będę w stanie oberwać kolców ze wszystkich róż, których będzie dotykał. Nie chcę podcinać mu skrzydeł i jak kwoka zaganiać do kurnika za każdym razem gdy za rogiem zamajaczy mi podejrzany cień.Ale z drugiej strony nie mam wpływu na pijanych kierowców, niekompetentnych lekarzy, pedofili i wielu podłych ludzi, których (Boże broń!) mogłoby spotkać moje dziecko. Mogę (i na pewno to zrobię) nauczyć gożeby nie dawał się zaczepiać obcym, bronił zwojego zdania, unikał niebezpiecznych sytuacji i głupich ludzi,nie ulegał wpływom i w razie potrzeby uciekał co sił w nogach...ale czy to wystarczy? Boję się, że ten złośliwec na górze znowu kiedyś postawi mnie w takiej sytuacji kiedy to, co będę mogła zrobić by ukoic ból mojego dziecka to będzie śmiesznie mało...
Komentarze
Wyświetlono: 1 - 4 z 4.
Niestety nie ochronimy własnych dzieci przed całym złem i bólem tego świata.
Duzo zdrówka zyczę
niestety taka jest szara rzeczywistość....i niestety dużo zła na tym świecie,z którym spotykamy sie każdego dnia...a los tak chciał,aby akurat twój synuś zjadł (?) tą nieszczęsną roślinę! :( przykre to ....ale najważniejsze,że wszystko dobrze się skończyło! i oby juz więcej (co jest raczej nie mozliwe) nie spotkało Was nic przykrego! :)
Buziaczki dla malego :*
No niestety tak ten świat jest zbudowany..nie również nachodzą takie czarne mysli...
Ale chyba nic z tym nie zrobimy.Chrońmy nasz dzieci jak najlepiej potrafimy abyśmy potem nie miay żalu do siebie.
Pozdrawiam Cię i cieszę się że juz jest lepiej;))