@maga masz zupełną rację. Rozumiem dlaczego tak Cię to poruszyło, ciężko to ogarnąć. Koleżanka z forum miała podobną sytuację :( Nie wiem czy juz z nami byłaś. Ona relacjonowała na blogu co wtedy czuła, jak to sobie układała w głowie. Czytało sie to ze łzami w oczach i z zaciśniętym gardłem :(
Jeszcze wchodząc do zimnego kościoła byłam niemal pewna, że to wszystko okaże się pomyłką, że będzie chodziło o kogoś zupełnie innego, że to tylko przypadkowa zbierzność nazwisk.Niestety od razu zobaczyłam Ją, a wokół same dobrze znane twarze.Cała nasza paczka.Z nimi wypiłam swoje pierwsze piwo, oni bronili mnie przed natrętami na dyskotece, oni podjeżdżali pod moje okno żeby obudzić mnie puszczoną na cały regulator muzyką, z nimi oblewałam zaręczyny mojej siostry, a potem narodziny ich pierwszej córki.A teraz zabrakło jednego z nas. Na początku nic do mnie nie docierało, ani głośne płacze, ani słowa księdza, którego kazanie wogóle mi się nie podobało.Patrzyłam tylko na dwie spalone żarówki i zastanawiałam się dlaczego jeszcze nikt ich nie wymienił.Ksiądz opowiadał o końcu wyścigu przyrównując nas do samochodów, a przecież tam w trumnie leżał człowiek, jego dziecko gaworzyło w pierwszej ławce, a jego matka starała się z całych sił, żeby nie płakać w głos. Kiedy wynieśli trumnę szłam za nią sama nie wiedząc po co.Chciałam tylko znaleźć się znowu w domu, nie myśleć o niczym i naiwnie wierzyć, że wszystko się ułoży. Jestem przeciwna pogrzebom, a już najbardziej nie podoba mi się zwyczaj otwierania trumny.To co w niej leży jest już tylko pozostałością po żywym człowieku i nie powinno się robić sensacji pokazując to komukolwiek. Ale jednak pokazali.Przypomniało mi się kiedy widziałam go ostatni raz, jak uśmiechnął się przepuszczając mnie w drzewiach do busa i osłonił przed tłumem napierającym z tyłu...Przypomniało mi się jak kiedyś kochałam tego człowieka, chodziłam z nim do parku, jak uwielbiałam kiedy się śmiał i jak kiedyś było mi z nim dobrze i bezpiecznie i łzy same płynęły.Nie chciałam ich ale płynęły, a kiedy jego matka pochyliła się nad trumną i zaczęła mówić o córce, którą zostawił, o żonie, którą przecież kochał i o tym, że teraz to już nie ma po co żyć nie wytrzymałam.Ludzie przynieśli mnóstwo kwiatów, wieńce były po prostu ogromne, w porównaniu z nimi moja samotna biała róża wydawała się taka mała i nic nie znacząca, chociaż w kwiaciarni specjalnie poprosiłam o największą jaką uda im się znaleźć.Chciałam napisać na szarfie coś osobistego, coś tylko od siebie, ale nie starczyło mi odwagi, w końcu to było tak dawno...Ale co by było gdyby nadal mnie kochał?Gdyby nie było Jej, gdyby wszystko zostało tak jak miało być kiedy się poznaliśmy?Czy teraz stałabym na jej miejscu?Czy gdyby był ze mną też miałby powód, żeby to zrobić? Wiem, że takie rozmyślanie nie ma sensu, ale nie mogę przestać.Zastanawiam się jak wyglądałoby wszystko, gdyby jednak nie zostawił mnie dla Niej, gdybym to ja była ta najważniejsza.To boli. Nie kocham go już i może to, co nas wtedy łączyło nie było prawdziwą miłością, może to mnie się tak tylko zdawało, ale brakuje mi go.Nie płaczę, nie tęsknię tak jak wtedy, gdy odszedł, ale czuję, że go nie ma, chociaż chciałabym inaczej. Nie wiem kiedy odważę się do Niej zadzwonić albo pójść na jego jeszcze świerzy grób.Nie wiem.
Komentarze
Wyświetlono: 11 - 12 z 12.
Czytałam, myślałam o tym przez kilka dni i nie mogłam uwierzyć, że człowiek który podejmuje taki krok nie ma pojęcia jak wielka krzywdę wyrządza ludziom, którzy go kochają.Zwłaszcza WŁASNEMU DZIECKU.
NIGDY NIGDY NIGDY nie zostawiłabym swojego dziecka bez pewności co się z nim stanie po tym jak mnie zabraknie.