Jest ósma rano, a juz dwa razy zwymiotowalam wirtualnym pączkiem.
Moje zycie, zycie me, jest jak rzeka, po prostu plynie. Tyle mam, a wciaz nie potrafie sie z tego cieszyc. Wdychac powietrze pelna piersia i szeroko oczy otworzyc, otwierac, nie zamykac.
Stasi jest ostatnio strasznym brynkotem i doprowadza mnie to na skraj zalamania i rozpaczy. Sa chwile, gdy mysle, ze nie nadaje sie na matke i wyc sie chce.
Wylabym jak wilk do ksiezyca, gdybym tylko miala na to czas.
M cale dnie w pracy, a gdy wraca pragnie spokoju i rozumiem to, ale nie do konca potrafie zaakceptowac. Pewnie bylibysmy bardziej szczesliwi, gdubym ja byla inna.
Silniejsza, poskładana, normalna.
Ale nie jestem i nie bede. Amen.