U nas tez masakra, bo maly nam daje tak popalic ze w dwojke nie dajemy rady....W koncu sie zebralismy, mimo poziomego deszczu i pojechalismy do "mamy Cafe", to nam uratowalo dzien. Mlody jak odmieniony, wybiegal sie i wybawil, nawet zjadl tam kawal tarty szpinakowej i szarlotki( w domu byl strajk z jedzeniem) u nas czesto pomaga tylko jedno- wyjsc z domu, obojetnie dokad...
Chorobska zewszad atakuja, kilkumiesieczna coreczka sasiadow byla w szpitalu, jakies zapalenie pluc czy cos....dzieci kolegi z pracy jakies zapalenie krtani, w nocy sie malo nie dusily...podobno jest tez epidemia szkarlatyny, jednym slowem- byle do wiosny;)