Dziś byłam u lekarza na NFZ. Standardowo już chyba, nawet mnie nie zbadał, nie zrobił USG. Dał znów skierowanie na badania moczu i morfologię krwi. Mialam je w ciągu ostatniego miesiąca już 2 razy... Zwolnienie wypisał mi do 15 grudnia. Na 2 tygodnie. Wiecie dlaczego ? Bo już nie maja punktów, czy czego i do końca roku przyjmuje tylko prywatnie. Taki ch.. że mnie tam zobaczy, nawet jakbym srała pieniędzmi to bym za Chiny do niego nie poszła. Pójdę do rodzinnego i tyle.
Przez całą wizytę nie odezwałał się słowem właściwie. Pisał i pisał - a na koniec powiedział tylko miłego dnia.
I gdyby nie to, że chodzę jeszcze prywatnie to do tej pory nie znałabym płci dziecka i nie wiedziałabym, że mam infekcję, a przecież to trzeba wyleczyć... Witki opadają.
Nie nawzajem, nara.