A miało być przyjemne popołudnie.
Odebraliśmy syna z przedszkola i jak każdego dnia poszliśmy wszyscy na plac zabaw. Staś spotkał tam kilku kolegów i świetnie się bawił. W którymś momencie zaczął zjeżdżać na zjeżdżalni razem z jednym kolegą, początkowo na zmianę a później razem. Nie była to jakaś nieodpowiednia sytuacja, bo zjeżdżalnia jest szeroka i dzieciaki mają ubaw zjeżdżając parami, więc siedzielięmy obok i patrzyliśmy jak się cieszą. W pewnym momencie Kuba usiadł pierwszy a Staszek do niego dobiegł i na szybko usiadł obok. Zrobił to niedokładnie bo zaplątała mu się noga i obróciło go twarzą w stronę rantu. Z góry na dół zjeżdżał przyklejony brodą o bok zjeżdżalni. Upadł na piasek, ja do niego podbiegłam, wzięłam na ręce i zobaczyłam wiszący płat skóry, krew i mięśnie na brodzie. Krzyknęłam do męża krótko "do szpitala" i niewiele myśląc wybiegłam z synem z placu zabaw w stronę szpitala. Cały plac zabaw zamarł, jacyś ludzie krzyczeli że może dadzą chusteczki ale do mnie niewiele docierało - bałam się, że chusteczka się przyklei, nie wiedziałam jak zatamować krwotok. Dogonił mnie mąż z wózkiem, przejął Staszka o oddał mi wózek. W tym momencie zdałam sobie sprawę że do szpitala wcale nie jest tak blisko. Mąż wybiegł ze staszkiem z parkingu i zatrzymał jakiś samochód. Tyle ich widziałam, z zakrwawioną koszulą biegłam jak wariatka w stronę szpitala. Po drodze zadzwoniłam do teścia, poprosiłam go żeby przyszedł i zabrał Wojtka do domu. Dotarłam do szpitala, mąż już czekał na lekarza z oznaczeniem szybkiej pomocy medycznej. Teściu dotarł, zabrał Wojtka i została nas trójka. Jak wyszła pacjentka to lekarz wziął nas jako pierwszych i zaczęły się wrzaski - znieczulenie, czyszczenie rany i szycie - masakra. Jakoś się udało... Mamy 5 szwów... Nie pomyślałabym, że taka sytuacja może się wydarzyć...
To tak na szybko, jeszcze z emocjami. Za kilka dni napiszę więcej.
Komentarze
(2016-07-20 11:57)
zgłoś nadużycie
(2016-07-20 13:55)
zgłoś nadużycie