Tęskni mi się za słońcem, ciepłem plus ciszą i odrobiną samotności, jakiegoś poczucia bezpieczeństwa, spokoju ducha. A na zewnątrz ponuro, zimno i czasami nawet jeszcze zamiecie śnieżne. Pogoda dotrzymuje mi towarzystwa. Kacper nieźle daje się we znaki. Psychicznie jestem wykończona. W domu mają dość, na dworze za długo pobyć nie mogę, prababcia też już powierniczką nie jest, bo dla niej najlepiej jakby Młody usiadł i bawił się kłaczkami kurzu przez bite trzy godziny. To w sumie pieprzona pogoda daje nadzieję, że koniec zimy a tu sruuuuu, następny dzień śnieg sypie. Przedwczoraj znowu prawie wiosennie. nawet już się nie cieszyłam dzięki czemu rano znowu nie poczułam zawodu.
M. Ech, ten mój M. Czasami zastanawiam się czy warto, ale jak się spotkamy to chociaż dla tych dwóch dni warto. Sama już nie wiem jak to wszystko się potoczy. I tak w zasadzie to wolę nie wiedzieć. Amen